Jedną z najbardziej charakterystycznych cech syndromu dorosłych dzieci alkoholików jest tłumienie, wypieranie czy też zamrażanie uczuć. Cecha ta wchodzi w skład podstawowej triady DDA: „nie ufaj, nie odczuwaj, nie mów”. Blokowanie przeżywania i ujawniania uczuć to nawyk wyuczony w dzieciństwie — skutek braku warunków do wyrażania przeżywanych uczuć.
Przyczyny zamrażania uczuć
W rodzinach alkoholowych panuje silny system zaprzeczeń, który służy ukrywaniu alkoholizmu członka rodziny. Ujawnianie uczuć uniemożliwiłoby realizację podstawowego celu rodziny alkoholowej, jakim jest ukrywanie problemu alkoholowego, dlatego członkowie rodziny tego nie robią. Gdyby zaczęli okazywać, co naprawdę czują, nie można by dłużej udawać, że nadużywanie alkoholu przez rodzica nie przynosi negatywnych skutków i wszystko jest w porządku. Ponieważ rodzice nie ujawniają uczuć, również dziecko nie uczy się ich świadomie przeżywać i uzewnętrzniać, gdyż zawodzi mechanizm rozwojowy odzwierciedlania (uczenia się przez naśladowanie).
Poza tym rodzice często aktywnie karzą dziecko za okazywanie uczuć — nie tylko trudnych, takich jak złość i smutek, lecz nawet takich jak radość i miłość. Jest to efekt zinternalizowanego wstydu (co to jest, można przeczytać w tekście „Jak wygonić toksyczny wstyd”), przenoszonego w rodzinach alkoholowych z pokolenia na pokolenie. Rodzice boją się i wstydzą przeżywania uczuć, więc gdy dziecko je ujawnia, sami czują się zagrożeni i je karzą. W konsekwencji u dziecka uruchamiają się mechanizmy tłumienia i konwersji uczuć. Zjawisko to opisuje John Bradshaw w książce „Toksyczny wstyd”.
Dodatkowo zamrażanie uczuć stanowi mechanizm obronny — jest reakcją na silny stres. Dzieciństwo w rodzinie alkoholowej dostarcza wielu czynników stresujących, takich jak odrzucenie przez rodziców, niezaspokojenie podstawowych potrzeb rozwojowych, przemoc i inne. Dlatego u dorosłych dzieci alkoholików najczęściej występuje zespół stresu pourazowego (z angielska: PTSD). Specjaliści uważają występowanie zespołu stresu pourazowego za objaw diagnostyczny, a niekiedy wręcz za istotę syndromu DDA.
Wskutek tych wszystkich czynników niektóre dorosłe dzieci alkoholików znajdują się w stanie emocjonalnego odrętwienia czy też „psychicznego paraliżu”. Inne zaś w efekcie nigdy niewyrażonego bólu z powodu utraconego dzieciństwa odczuwają nieuświadomiony gniew i bunt, a także niemal ciągły, zalegający, niesprecyzowany smutek, żal, osamotnienie, poczucie utraty i wstyd. Wielu DDA znajduje się w stanie chronicznej depresji, mają też trudności z odróżnianiem uczucia miłości od litości, w wyniku czego łatwo wchodzą z toksyczne relacje z ludźmi słabymi, dysfunkcyjnymi, często uzależnionymi od alkoholu, których chcą „naprawić”.
Ale to widzą ich terapeuci, ewentualnie otoczenie; oni sami najczęściej wcale sobie tych wszystkich problemów, tej swojej odmienności, nie uświadamiają. Nie mają przecież kontaktu z uczuciami.
Religijna sankcja zamrażarki
U tych DDA, które uważają się za osoby religijne lub wychowywały się w religijnym środowisku, zranienia sfery emocjonalnej mogą dodatkowo wejść w interakcję ze sferą duchową, ponieważ człowiek jest całością i działania jego władz psychicznych i umysłowych wzajemnie na siebie wpływają. A zatem osoby te mogą poszukiwać potwierdzenia dla swojego zniekształconego stosunku do sfery uczuciowej w nauczaniu i praktyce Kościoła. I faktycznie, mogą takie pasujące do swoich poglądów prądy duchowości katolickiej (i protestanckiej) znaleźć. Dzisiaj jest to rzadsze, ale jeszcze stosunkowo niedawno przekonanie, że chrześcijanin powinien być człowiekiem powściągliwym, chłodnym, sztywnym, surowym, nie okazującym uczuć i wręcz ponurym, było w wielu środowiskach rozpowszechnione.
A jednak nieufność do sfery emocjonalnej człowieka nie wywodzi się z semickich korzeni chrześcijaństwa i nie była obecna w pierwszych wspólnotach uczniów, które nie oddzieliły się jeszcze od Synagogi. Kiedy czytamy Biblię, zarówno Stary, jak i Nowy Testament, możemy zaobserwować jawne i nierzadko gwałtowne wyrażanie emocji. Jest ono widoczne i u Jezusa Chrystusa, i u świętego Pawła. Niechęć do uczuć rozwija się później, pod wpływem filozofii stoickiej.
Stoicyzm wywarł wielki wpływ na chrześcijaństwo po jego oderwaniu się od żydowskich korzeni na przełomie I i II wieku, a pisma stoickie (np. „Rozmyślania” Marka Aureliusza) były przez chrześcijan chętnie czytywane. Stoicy przeciwstawiali się uczuciom i za ideał uznawali apatheię — zupełną bierność uczuciową. Mędrcem był według nich człowiek, który stłumił wszystkie uczucia. Wzorzec ten przeszedł do duchowości chrześcijańskiej jako model świętości, który można dostrzec w licznych dziełach literatury ascetycznej i hagiograficznej. Rozwój duchowy jest w nich przedstawiany bardziej jako „trzymanie za mordę” siłą woli obecnych w człowieku sił „upadłej natury” niż jako stopniowe udoskonalanie i wychowywanie wszystkich sił psychicznych i umysłowych człowieka (w ten ostatni sposób pojmowali rozwój człowieka spadkobiercy myśli arystotelesowskiej, w tym święty Tomasz z Akwinu).
Wiąże się to także ze zniekształconym pojmowaniem stosunku łaski Bożej do natury ludzkiej w XVI–XIX wieku. Do średniowiecza natura ludzka była pojmowana jako dobra, choć zaburzona w wyniku grzechu pierworodnego, a nadprzyrodzona łaska Boża — jako element leczący ją i rozwijający. Później natomiast relację łaski i natury w człowieku zaczęto postrzegać jako wzajemną walkę dwóch elementów — dobrego i złego. Wszystko, co związane z naturą ludzką, a więc i emocje (łączone w tradycyjnej antropologii z „duszą zmysłową”, wspólną człowiekowi i zwierzętom, a nie „duszą intelektualną”, wspólną człowiekowi i aniołom) było więc uznawane za podejrzane, jeśli nie wprost grzeszne.
Tomistyczna odwilż
Chociaż w XX wieku powrócono do oryginalnego, pozytywnego spojrzenia na naturę ludzką, jednak stare sposoby myślenia można wciąż obserwować; dla wielu ludzi są one po prostu wygodne. Dlatego warto zaprezentować poglądy świętego Tomasza z Akwinu, którego koncepcja ludzkiej uczuciowości jest zgodna z dzisiejszą wiedzą psychologiczną i może wesprzeć „zamrożonych ludzi” w odzyskaniu ich prawdziwej, emocjonalnej ludzkiej natury.
Dla świętego Tomasza sfera uczuciowa jest naturalnym, istotnym elementem całej struktury psychofizycznej i duchowej człowieka. Tomasz, wywodzący się z nurtu filozofii arystotelesowskiej, jest jak najdalszy od stanowiska Cycerona, zdaniem którego uczucia są chorobami duszy. Sprzeciwia się także zdecydowanie poglądom stoików, według których idealny człowiek ma całkowicie stłumić uczucia, stać się bezuczuciowy, z grecka: apatyczny. Z antropologią Tomasza sprzeczna jest późniejsza, intelektualizująca koncepcja Kanta, kładąca cały nacisk na przezwyciężanie uczuć przez silną wolę zamiast na ich wychowywanie (więcej na ten temat można przeczytać w tekście „Co mam robić, by osiągnąć szczęście (2)”).
Dla świętego Tomasza jest oczywiste, że uczucia są dobre, korzystne, wręcz konieczne. Całe jego nauczanie jest oparte na podstawowej zasadzie ontologicznej, zgodnie z którą wszystko, co istnieje, jest samo w sobie dobre. Zło jako takie nie istnieje, jest jedynie jakimś brakiem, wadą istniejącego dobra. Cała natura ludzka jest dobra i dlatego uczucia, stanowiące ich nieodłączny element, również.
Co więcej, uczucia są niezbędne do życia — zarówno człowiekowi, jak i zwierzętom. Zapewniają zaspokajanie podstawowych potrzeb ciała, co umożliwia przedłużanie istnienia ludzi i zwierząt. Pociągają bowiem te istoty do zdobywania tego, co jest im niezbędne do przetrwania, stanowią więc motor życia (łacińskie słowo emoveo, od którego pochodzi słowo „emocje”, oznacza właśnie „wprawiać w ruch”). Stłumienie, wyparcie uczuć szkodzi zatem zdrowiu i życiu człowieka oraz pozbawia go istotnej cechy człowieczeństwa.
Jak korzystać z uczuć
Tomasz wyróżnia 11 podstawowych uczuć i dzieli je na dwie grupy: pożądawcze i gniewliwe. Te pierwsze nakłaniają człowieka do spełniania jego potrzeb: pociągają go ku rzeczom korzystnym (miłość, pragnienie, przyjemność) oraz odstraszają od rzeczy szkodliwych (nienawiść, niechęć, przykrość), drugie zaś uruchamiają się w chwili, gdy pojawia się jakieś zagrożenie utrudniające realizację potrzeb, zachęcają do podejmowania wysiłku, walki, przezwyciężenia oporu lub wycofania się, gdy to konieczne. Są to gniew, nadzieja i odwaga, rozpacz i strach.
Uczucia występujące u wyżej rozwiniętych zwierząt w pełni nimi rządzą, ich zachowania są nimi zdeterminowane. Z człowiekiem jest inaczej, gdyż posiada on także władze umysłowe: intelekt i wolę. Władze te powinny kierować uczuciami, gdyż one same, jakkolwiek dobre, są ślepe (nierozumne), gwałtowne i często sprzeczne zarówno ze sobą, jak i z naszym interesem. Dzięki podleganiu rozumowi uczuciowość ludzka uczestniczy w wolności człowieka. Może on iść za swymi uczuciami, dążeniami i pragnieniami, kiedy tego chce, ale nie jest nimi zdeterminowany.
Święty Tomasz kładzie wielki nacisk na konieczność wychowywania, porządkowania i opanowywania sfery uczuciowej. Jeśli tego zabraknie, uczucia przejmują kierownictwo nad życiem człowieka, co jest dla niego szkodliwe oraz niewłaściwe moralnie. A umiejętność wychowywania uczuć wymaga oczywiście ich odczuwania i przeżywania. Jak pisał profesor Stefan Swieżawski: „Chodzi o to, ażeby uczuciowość była pełna, ażeby jej nie przygaszać, nie niszczyć, żeby ją wszechstronnie wykorzystywać i całkowicie poddawać naszej duchowej stronie, którą jest właśnie wola kierowana przez intelekt”. Dzięki temu uczucia mogą harmonijnie współdziałać w osiągnięciu podstawowego celu człowieka, jakim jest szczęście.
--
Artykuł pochodzi z serwisu: http://www.nadzieja.webd.pl Serdecznie dziękuję autorom za zgodę na przedruk!