Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana swego, chwalił, czcił i jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest stworzony. Z tego wynika, że człowiek ma korzystać z nich w tej mierze, w jakiej mu pomagają do jego celu. Winien zaś w całej tej mierze od nich się uwalniać, w jakiej są mu przeszkodą do tegoż celu. Dlatego trzeba nam stać się ludźmi obojętnymi nie robiącymi różnicy w stosunku do wszystkich rzeczy stworzonych, w tym wszystkim, co podlega wolności naszej wolnej woli, a nie jest jej zakazane lub nakazane, tak byśmy z naszej strony nie pragnęli więcej zdrowia niż choroby, więcej bogactwa niż ubóstwa, więcej zaszczytów niż wzgardy, więcej życia długiego niż krótkiego, i podobnie we wszystkich innych rzeczach. Trzeba pragnąć i wybierać jedynie to, co nam więcej pomaga do celu, dla którego jesteśmy stworzeni (Ćwiczenia duchowe nr 23, św. Ignacy Loyola).
* * *
Kiedy wspomniałem kilka dni temu o zbliżającej się Uroczystości Wszystkich Świętych pewnej młodej kobiecie zauważyłem, że westchnęła tylko z przygnębieniem: „Przecież to takie smutne święto!". Poczułem się zażenowany, wiedząc, że jest osobą wierzącą. Jak to smutne święto?! Przecież to wspaniała okazja do tego, aby uświadomić sobie jak wielu jest anonimowych świętych – ludzi dobrej woli, którzy przeżyli swoje życie uczciwie i szlachetnie. Ludzi, którzy zawalczyli o swoje ideały, służąc bliźnim. Takie święto jest nam potrzebne jeszcze bardziej w kontekście mediów, które co chwilę donoszą o zbrodniach, gwałtach, pobiciach, wykorzystaniach, nieuczciwościach itp. Kiedy wspólnota Kościoła zwraca nam uwagę na to, że jest tak wielu ludzi świętych, tyle że nie wyniesionych oficjalnie na ołtarze, my wolimy swoją wersję. Wolimy pójść w postawie zadumy, a często smutku na cmentarz i skupiać nasz wzrok na grobach. Często skupiając się na pustce. Tak, jakby z chwilą śmierci kończyło się życie. Tak, jakby kończyło się wszystko. A przecież właśnie w chwili śmierci życie nie umiera, nie kończy się, ale rozpoczyna się jego najpiękniejszy i niekończący się etap. Okres radosnego tworzenia wspólnoty ze świętymi – z innymi, i to bardzo ciekawymi ludźmi (bo w niebie znajdą się naprawdę ciekawi ludzie)! Z tymi, którzy tak jak my (oby!) próbowali walczyć o dobro w swoim życiu.
Aby tak się mogło stać trzeba nam już tu na ziemi zacząć nowe życie. Takie, w którym będziemy skupiać się na wartościach. Takie, w którym najważniejszą postawą będzie dla nas wdzięczność. Ktoś powiedział, że bogacz to człowiek, któremu wszystko się należy. Zaś biedak to ten, dla którego wszystko jest darem. I może to właśnie jest kluczem do dobrego przeżycia nie tylko dzisiejszej uroczystości, ale i całego dalszego życia. Tym kluczem jest wiara w to, że otrzymałem swoje życie jako dar od Boga. Jest w nim ukryty ogromny potencjał – jak w maleńkim ziarenku, który mogę wydobyć i urzeczywistnić we współpracy z Bogiem. Po pierwsze wierząc, że to, co od Niego otrzymałem jest dobre – zdolności, osobowość, relacje w rodzinie itd. Nawet jeśli są trudne i bolesne, to mogą stanowić punkt wyjścia do realizacji dobra, które w chrześcijaństwie nazywamy świętością. Jeśli nie zgadzam się na swoje powołanie do świętości, nie zrozumiem dzisiejszej uroczystości. Natomiast jeśli choć trochę zgodzę się na to, że mogę czynić piękne i dobre rzeczy, nawiązywać inspirujące relacje z innymi, to dzisiejsza uroczystość będzie dla mnie umocnieniem i zapewnieniem: „Idź dalej prostą drogą! Żyj w zgodzie ze swoim sumieniem, ze swoimi marzeniami, nie zdradzaj swoich snów o pięknym życiu!".
Może takim małym gestem świadomego wybierania świętości będzie zmiana formy życzeń przy okazji dzisiejszych spotkań w gronie rodziny, przyjaciół, najbliższych. Jakoś tak się przyjęło, że w Polsce najważniejsze jest... zdrowie. Wielokrotnie słyszałem życzenia typu: „Życzę ci zdrowia, bo jak jest zdrowie, to wszystko będzie dobrze". Gucio prawda! Życzmy sobie świętości! Zacznijmy dziś. Wypowiedzmy te słowa najpierw do... samych siebie. A potem do tych, z którymi mamy dobre relacje, którzy nas zrozumieją, przyjmą z naszymi może nieco dziwacznymi życzeniami.
Miesiąc temu zmarł jeden z moich współbraci. Na pogrzebie podszedłem, aby złożyć kondolencje rodzinie. I usłyszałem piękne słowa: „Teraz najważniejsza jest nadzieja!". Tak! Ileż w tym prawdy, że najważniejsza jest wiara, nadzieja i miłość! Obyśmy umieli dostrzec to wcześniej niż na kilka chwil przed naszą własną śmiercią. Jeśli postawimy na wiarę, nadzieję i miłość nie będziemy musieli się lękać śmierci, bo one przeprowadzą nas na drugą stronę – w dalsze życie. Wybór zależy od nas, a dzisiejsza uroczystość jest świetną okazją, aby zacząć nimi na nowo kierować się w swoim życiu.