Celibat. Cóż to takiego? To słowo brzmi staroświecko, niemodnie. Ale czy bycie dobrym człowiekiem nie nabiera takiego samego wydźwięku w dzisiejszym świecie? Polecam krótką refleksję nad celibatem autorstwa Basila Peningtona OCSO - współbrata Tomasza Mertona OCSO. Dziękuję za nadesłany tekst, który pochodzi z książki p.t. "Rekolekcje z Tomaszem Mertonem".
* * *
Ja wybrałem celibat i oddałem się w wędrówce życia mojemu Panu przez uroczyste śluby. Oznaczają one, że oddaję się Panu, tak jak mężczyzna oddaje się wybranej kobiecie, i że nie mogę już nigdy oddać się komukolwiek innemu w małżeństwie. Jestem ofiarowany Panu.
Celibat jest przede wszystkim ofiarowaniem samego siebie jako osoby. Nie wyklucza on innych miłości ani związków z drugimi, nie wyklucza też doświadczenia takiej miłości ani też wyrażania jej w sposób fizyczny. Wierność Panu w ślubie miłości wobec Niego wyklucza natomiast takie stany i sytuacje, w których jakieś pragnienie, lub osoba, zdobywa taką władzę nade mną, że uniemożliwia mi bycie całkowicie dla Pana i umieszczenie tych właśnie pragnień i osób wewnątrz mojej relacji do Niego. Jestem człowiekiem. Zakochuję się. Odczuwam pożądanie. Wszystkie te zjawiska same w sobie niczemu nie wadzą, co więcej — są dobre.
Nigdy nie może być za dużo miłości w życiu. Nie mogę kochać zbyt wielu ludzi albo też być przez nich kochanym zbyt mocno. Każda miłość może karmić się odpowiednimi gestami i być przez nie wyrażana. Serce celibatariusza nie zgodzi się jednak dobrowolnie na to, by doświadczenia te, lub płynące z nich pragnienia, w jakiś sposób zakłócały relacje z Panem lub odciągały od bezwarunkowego „tak", wypowiedzianego Mu, i od należnych form wyrażania tego "tak". To dlatego potrzebuję głębokiej modlitwy — by stale znajdować tę wolność, radość i umocnienie, które pozwolą mi oddać się z wiernością i pomogą żyć zgodnie z moim wyborem. Szczególnie przydatna jest tutaj medytacja, gdyż moje "tak" i wszystkie formy, poprzez które się ono wyraża, zostały powiązane ze słowem modlitwy. Kędy odczuwam, że inne miłości i pragnienia szamoczą i targają mną w sposób niezgodny z moim ,,tak" dla Umiłowanego, mogę oprzeć się na słowie modlitwy, by zachować Mu wierność, i pozbyć się takich uczuć i pragnień. Czasami wymaga to sporego wysiłku. Zawsze jednak, kiedy uciekam się do modlitwy, oznacza to próbę powiedzenia całym sercem (to słowo jest tu bardzo na miejscu) „tak" Panu.
Kiedy jestem dobrze osadzony w swojej miłości, wtedy mogę w sposób wolny kochać innych, cieszyć się miłością i różnymi formami jej wyrazu. Wszystko to wypływa bowiem z centrum mej miłości, wszystko to jest jej cudownym wyrazem i uczestnictwem w niej, Mogę kochać naprawdę