Zły duch dysponuje całym asortymentem różnych sztuczek, którymi próbuje nas odwieść od dobra. Generalnie działa na zasadzie ukazywania czegoś złego jako czegoś dobrego. Tak też jest ze sztuczką szukania czegoś więcej, czegoś najlepszego. Często jesteśmy kuszeni pod pozorem dobra, żeby nie zajmować się rzeczami zwyczajnymi, prostymi. Trzeba naprawdę działać! Trzeba naprawdę czynić coś wielkiego!!! Współczesny świat bardzo podtrzymuje taką wizję życia: jeśli praca to tylko na najwyższym stanowisku, jeśli wakacje to tylko za granicą, jeśli miłość to tylko z upojnym zakochaniem się, jeśli doświadczenie duchowe, to takie, które naładuje mnie na maksa energią itd. Generalnie jesteśmy wpychani w model życia na wysokim „c” tak, jakby nie istniały inne dźwięki, jakby nie było basów.
Nawet w przyrodzie możemy obserwować różne pory roku. Czy zawsze jest wiosna? Czy zawsze jest lato? Nie! Jest też okres jesieni, jest też okres zimy. Jest czas intensywnych kolorów i jest czas szarych kolorów. Jest czas, gdy świeci słońce i jest czas, gdy jest pochmurno, kiedy siąpi deszcz. Wszystko ma swój czas powie Kohelet w Starym Testamencie. Jednak kultura, w której żyjemy (a może raczej antykultura) wtłacza nas w schemat życia na najwyższych obrotach, bo wtedy właśnie jesteśmy dobrymi klientami gotowymi kupować, spożywać, konsumować, korzystać – jednym słowem – wtedy właśnie jesteśmy gotowi by szukać nowych wrażeń, a najłatwiejszym sposobem zdobywania ich jest nabywanie.
Powróćmy jednak do pierwotnej myśli czyli do wspomnianej strategii złego ducha. Jedną ze sztuczek szatana jest zachęcanie nas do poszukiwania tego, co znajduje się na najwyższej półce. Kiedy jednak sięgamy tam, okazuje się, że jest to dla nas za duże, za trudne, wymagające zbyt wielkiego wysiłku. Kiedy to sobie uświadamiamy czujemy się zniechęceni. Zniechęceni na tyle, by już nie podejmować działania w kierunku tego, co na początku wydawało nam się za małe. W rezultacie zły duch doprowadza do swego celu: nie realizujemy żadnego dobra, ani tego z górnej półki, ani tego z dolnej półki. Podam może mały przykład.
Pewien człowiek podjął remont pokoju. Zdjął obrazy, które tam do tej pory wisiały. Nie były może nadzwyczajne, ale nie były też brzydkie. Były wystarczająco dobre. Kiedy odmalował swój pokój postanowił powiesić piękniejsze obrazy. Zabrał się do tego przedsięwzięcia. Jednak okazało się, że kolejne obrazy które znajdował nie odpowiadały mu kolorystycznie lub miały niewłaściwe oprawy. Coś mu ciągle nie pasowało. Po kilku dniach wysiłku padł zmęczony i zniechęcony. Ostatecznie machnął ręką na podjęte zamierzenie i nawet nie zawiesił starych obrazów mając wciąż nadzieję, że pewnego dnia uda mu się jednak coś zmienić. Minął rok. Obrazy nadal leżą zakurzone w kącie. A ściany są puste.
Wiem, że różnie można interpretować takie zdarzenie. Mnie osobiście pokazuje ono, że istnieje dobro niepozorne, zwyczajne. Pokazuje mi też istnienie prawa stopniowości. Pokazuje, że do Wielkiego Dobra zmierza się stopniowo poprzez małe, czasem zupełnie niepozorne dobra. Jezus powiedział: „kto jest wierny w małych rzeczach, ten będzie wierny i w wielkich”. Bóg nie oczekuje, że siebie przeskoczymy. Owszem oczekuje, że będziemy sobie stawiać wymagania i przekraczać siebie. Z tym, że trzeba zaczynać od małych rzeczy, od tego, co jest wystarczająco dobre. Kiedy nauczymy się wierności w tym, co małe, wtedy możemy przejść do następnego etapu – dla bardziej zaawansowanych.
Strategia złego ducha często polega na przeskakiwaniu pośrednich etapów: „Co? Ciebie nie stać na więcej?! Jesteś niezły, poradzisz sobie! Po co zaczynać od zwykłych, małych rzeczy? Po co się modlić tylko 5 min. dziennie?! Przecież ty możesz się modlić od razu pół godziny dziennie!!!”.
Istnieje coś takiego jak dobro wystarczająco dobre. Jego przeciwieństwem jest perfekcjonizm. Jeśli podejmujemy zwykłe proste sprawy i jesteśmy wierni w ich realizacji, wtedy możemy czynić postępy, możemy wzrastać. Jeśli ominiemy te etapy i od razu wejdziemy na najwyższy poziom szybko odczujemy zmęczenie, zniechęcenie i spadniemy na dół porzucając myśl nawet o najmniejszym dobru, wręcz pogardzając nim. Wystarczy wsłuchać się w prowadzone na codzień rozmowy – to, co małe i niepozorne jest przez większość z nas pogardzane. Kiedy jednak pytamy się czy sami w swoim życiu umiemy dokonywać tych małych rzeczy, wtedy okazuje się, że nie. Tak nasze zniechęcenie przeradza się stopniowo w życiową gorycz, a potem jeszcze dalej w cynizm.
Jako rekolekcjonista przyglądam się osobom uczestniczącym w rekolekcjach. Widać ogromną różnicę między tymi, którzy są zdolni i od razu próbują osiągnąć maksimum. Zaczynają z ogromnym rozpędem, ale też nie umieją wytrwać w wierności małym, prostym sprawom: punktualne przychodzenie na wyznaczone spotkania, wierność swojemu planowi dnia, codzienne wyjście na spacer. Są też i inni rekolektanci, ludzie niepozorni. Nie mówią o wielkich sprawach, ale są wierni codziennym małym rzeczom, które podejmują z uważnością i zaangażowaniem. To oni na koniec rekolekcji zbierają wielkie owoce swego trudu i wierności Bogu w małych rzeczach.
Bycie zdolnym człowiekiem paradoksalnie niesie ze sobą pewne zagrożenie: „Po co mam się wysilać, przecież i tak zdążę!” A potem okazuje się, że większość spraw jest odkładana na ostatnią chwilę i przez to wykonywana pobieżnie, w pośpiechu, bez wewnętrznego pokoju. Doświadczyłem w swoim życiu istnienia dobra wystarczająco dobrego. Doświadczyłem też swego perfekcjonizmu. Dlatego proszę Cię, Boże, pozwól mi zgodzić się na to małe, zwyczajne dobro, które nie jest krzykliwe. Udzieli mi pokory serca, abym umiał je dziś podjąć w moich obowiązkach i zajęciach i bym umiał je spełniać z wdzięcznością i uważnością serca. A to mi wystarczy i z pewnością przyniesie korzyść moim bliźnim, a chwałę Tobie.