Można przystępować do sakramentu pojednania z różnych powodów. Można na przykład szukać pojednania z ludźmi, z Bogiem i z samym sobą. Znakiem, że taka właśnie jest nasza motywacja jest uczucie smutku, które się w nas pojawia. Smutku, z powodu wyrządzonego zła, z powodu wyrządzonych krzywd. Smutek jest możliwy wtedy, gdy pozwalam sobie odczuć to, co odczuwają inni z powodu mego zachowania, z powodu moich słów. Jednak bardzo często zdarza się, że przystępując do sakramentu pojednania szukamy jedynie ulgi od poczucia winy.
Poczucie winy nie wymaga nawiązania relacji z innymi. Do odczuwania poczucia winy wystarczy jedynie moja własna osoba. Wtedy zatrzymuję się na rozpatrywaniu stopnia swej doskonałości lub niedoskonałości, a cały „smutek”, który się we mnie rodzi wynika z poczucia, że... zawiodłem samego siebie, że nie okazałem się tak wspaniały, jak to sobie wcześniej wyobrażałem. W tym przypadku nie ma żadnego odniesienia do Boga, do ludzi i w autentyczny, to znaczy osobowy sposób, do siebie. Mogę zamknąć się w kręgu swej własnej osoby, swego ja, swojego ego i z tej perspektywy rozważać swoją grzeszność. Cóż za paradoks! Przecież pojęcie grzechu zakłada istnienie jakiejś relacji pomiędzy co najmniej dwoma osobami. Grzech jest osłabieniem lub zerwaniem relacji osobowej miłości pomiędzy ludźmi, albo pomiędzy człowiekiem a Bogiem. Widać stąd, że kuszenie złego ducha rozciąga się znacznie dalej poza pokusę do przekroczenia pewnych zasad. Najpierw jest pierwsze kuszenie: aby przekroczyć przykazanie, aby wystąpić przeciw wartościom. To pierwszy etap grzechu. Po nim następuje drugi równie perfidny jak pierwszy. Jest nim pokusa do tego, by pozostać w kręgu swej własnej doskonałości, aby broń Boże, nie odnieść się do innych, nie odczuć ich bólu, ich krzywdy. Wtedy pozostajemy jedynie na poziomie ślepego poczucia winy, które jeszcze bardziej zasklepia na sobie i nie prowadzi do żadnego dobra. Jest nierozwojowe, nie prowadzi do trwałej poprawy. Można odczuwać poczucie winy i nic nie zmienić w swoim życiu. I właśnie o takie nierozwojowe udręczenie chodzi złemu duchowi, o zasklepienie nas w nas samych i przeżywanie wewnętrznych mąk. I tak często ciągnie się to latami.
To samo możemy powiedzieć analizując grzech od strony społecznej. Rzadko ośmielamy się zobaczyć, że nie wolno nam grzechu rozważać jedynie w odniesieniu do nas samych. To, co robimy nie jest wyłącznie naszą osobistą sprawą. Ma konsekwencje dla wszystkich ludzi na ziemi. Mówi się o efekcie motyla. Jest możliwe, że trzepot skrzydeł motyla na brzegu Ameryki Północnej może wpłynąć na pogodę np. w Europie. Zjawisko to podkreśla niesamowitą wrażliwość elementów układu nawzajem na siebie. Przenosząc to na nasze ludzkie relacje powiedzielibyśmy, że po prostu siebie naśladujemy i inspirujemy w naszych zachowaniu. Jeśli ktoś nagminnie popełnia zło i nic sobie z tego nie robi to pociąga za sobą innych i wpływa na nich. Podobnie ma się sprawa z dobrem – na szczęście! Jesteśmy jednym współzależnym układem, jedną rodziną, choć czasem nie chcemy tego zauważać, bo wtedy konsekwencje naszych czynów wykraczają znacznie poza to, co zwykliśmy przyjmować na co dzień, a co określamy mianem: „przecież nie ma w tym nic złego”. Albo: „czego ode mnie chcesz, to jest moje życie, pozwól mi robić z nim to, co chcę!”.
Powracając do tematu grzechu trzeba powiedzieć, że nie wolno nam go rozważać w zamkniętym kręgu swojej własnej osoby. Jak bardzo mogłoby się zmienić nasze postępowanie na lepsze, gdybyśmy robiąc rachunek sumienia uświadamiali sobie, że swoim postępowaniem wpływamy w znaczący sposób na innych. „To moja prywatna sprawa” – to powiedzenie stało się magiczną mantrą naszych czasów i wywołuje ogromne szkody w nas.
Popatrz na swoje życie, na role, które pełnisz i w tym kontekście rozważ swoją grzeszność. Nie jesteś samotną wyspą! Zobacz, że twoje wybory pomiędzy dobrem a złem mają kolosalny wpływ na twoją rodzinę – dzieci, współmałżonka, współmałżonkę, wspólnotę wiary – grupę, parafię, diecezję, środowisko pracy, kraj, kontynent, cały świat ostatecznie! Zobacz, że zły próbuje cię przekonać, że nic nie możesz, że jesteś bez znaczenia, że twoje wybory nie są ważne. Są ważne i to jak ważne!
Popatrz: niepozorna kobieta, Tereska z Lisieux, Tereska od Dzieciątka Jezus. Odważna kobieta, która stawała po stronie dobra w swoim niewielkim klasztorze. Na ilu ludzi wpłynęła i dalej wpływa! Nigdy nie wyjechała na misje, a została ogłoszona patronką misjonarzy.
Panie, proszę, daj mi odwagę patrzenia na swoje życie w odniesieniu do innych. Daj mi mądrość, abym mądrze działał i inspirował innych do dobrego życia!