Jezus – brama ku drugiemu
Jezus ukazuje siebie w obrazie bramy dla owiec. Ten obraz wnosi bardzo dużo w zrozumienie naszych relacji z drugim człowiekiem. Ktoś powiedział, że między mną a drugim człowiekiem musi być Jezus – brama. Bez Jezusa nie będę umiał zrozumieć drugiego człowieka: jego myśli, zachowań, stylu życia itd. Podobną postawę trzeba nam też zająć względem siebie. Jezus brama będzie mnie bronił wtedy przed samym sobą: przed gniewem i złością wyładowywanymi na sobie w formie destrukcyjnych myśli czy zachowań. A także przed wpadnięciem w pułapkę samouwielbienia, egoizmu czy narcyzmu. Jezus brama będzie mnie zawsze zachęcał do wyjścia ku drugiemu, do wyjścia ku sobie w postawie miłości miłosiernej i przebaczającej. Choćby poprzez zgadzanie się na wrażliwość drugiego czy swoją, którą mogę na co dzień pogardzać. Bo jest przecież niewygodna, a jednak stanowi rdzeń osobowości. Usunąć ją to tak, jakby dokonać operacji usunięcia czegoś istotnego, okradzenia siebie z... siebie.
Co to znaczy w praktyce, że Jezus może być bramą w relacjach z osobami i ze sobą samym?
Warto w tym miejscu odwołać się do duchowości dialogu promowanego przez ruch Spotkań Małżeńskich. Jej wyznacznikiem są cztery zasady:
- bardziej słuchać niż mówić,
- bardziej rozumieć, niż oceniać,
- bardziej dzielić się sobą niż dyskutować,
- a nade wszystko przebaczać.
Taki właśnie był Jezus. Owszem wiele mówił, ale przede wszystkim słuchał drugiego człowieka: Czego pragniesz? Co chcesz abym Ci uczynił? O czym rozprawiacie? (Emaus). Widzimy Jezusa słuchającego człowieka.
Jezus nie oceniał, starał się zrozumieć drugiego człowieka: Samarytankę przy studni, kobietę kananejską, która prosiła o uzdrowienie swego dziecka. Powołuje na ucznia Mateusza – celnika uznanego przez swoich za zdrajcę, Piotra, który twierdzi, że jest człowiekiem grzesznym i że się nie nadaje…
Jezus dzieli się sobą, swoją misją: idziemy do Jerozolimy. Na Górze Tabor ukazuje siebie. W Ogrodzie Oliwnym ukazuje swoje udręczenie.
Jezus przebacza: skruszonemu i płaczącemu Piotrowi zaraz po jego trzykrotnym zaparciu się Mistrza, prosi o przebaczenie tych, którzy go krzyżują… Przychodzi do uczniów w Wieczerniku nie z wyrzutem, ale z orędziem pokoju.
Dwie postawy: ku sobie lub ku innym
Zanim powiemy, że Bóg obarczył nas niechcianą samotnością popatrzmy na ile idziemy przez życie drogą wyznaczoną przez Jezusa. Generalnie nasze postawy krążą wokół dwóch nurtów.
Pierwszym jest samowystarczalność, skupienie na sobie, zadbanie o siebie, rzadkie wychodzenie ku drugiemu człowiekowi. Powodów może być mnóstwo – nie chcę w to wchodzić – będzie o tym za miesiąc. Generalnie wynika to z jakiegoś przekonania o nas samych, że jesteśmy gorsi lub z przekonania o świecie, że jest wrogi, niebezpieczny i lepiej siedzieć w domu niż z niego wychodzić.
Druga postawa to postawa dialogiczna – wyjścia ku drugiemu człowiekowi. To zgoda na to, że świat i ludzie, nawet ja sam nie jestem idealny. To postawa przede wszystkim wybaczenia sobie i innym, ale zarazem chęci tworzenia czegoś razem, już nie tylko w pojedynkę – w czym zresztą można być bardzo dobrym. To kwestia zasmakowania satysfakcji i radości z tworzenia czegoś wspólnie, z dawania siebie – co oczywiście kosztuje. Być może dziś wśród nas tak wiele depresji czy zniechęcenia do życia, bo nie chcemy płacić ceny związanej z odpowiedzialnością, pracą, spotkaniami, rozmowami. Jak łatwo jest się schować dziś w komórce: w tzw. sieciach społecznościowych (choć nie mają wiele wspólnego z prawdziwą społecznością). Wtedy zawsze można ją wyłączyć, gdy poczujemy, że tylko coś nam zagraża. Albo schować się za anonimowością… Prawdziwe życie kosztuje – im bardziej będziemy próbować uśmierzać ból, tym bardziej będzie nas bolało. Im bardziej będziemy siebie przełamywać w wychodzeniu ku drugiemu – owszem czasem dostaniemy kopniaka od drugiego, ale to też jest częścią życia – czegoś się nauczymy, czegoś się dowiemy…
W mówieniu o samotności sprawdza się również zasada św. Ignacego: Tak Bogu ufaj, jakby wszystko zależało od Niego, tak działaj jakby wszystko zależało od Ciebie. Zanim powiesz, że jesteś samotny i że Bóg cię na nią skazał, sprawdź, co uczyniłeś by ją przełamać – by wyjść ku drugiemu. Czy w ogóle z kimś o tym rozmawiasz w sposób twórczy, konstruktywny, czy tylko pozostajesz na poziomie destruktywnego narzekania. Ktoś nazwała narzekanie modlitwą złego ducha. Możliwości jest wiele: grupy modlitewne, grupy wsparcia, terapia, szukanie ludzi o podobnych zainteresowaniach…
Odczarować samotność
Największym dorobkiem w życiu jest wygrać swoją samotność. Nawet w cierpieniu, w okresach najdotkliwszych cierpień samotność musi stać się nie tym, przed czym się ucieka, a przeciwnie, musi być zawsze przystanią… człowiek jest szczęśliwy wtedy, kiedy czuje się szczęśliwy zostając sam w pokoju. Najważniejszą rzeczą w życiu i obowiązkiem każdego jest dokopać się w sobie do najgłębszej warstwy, gdzie mieszka już tylko szczęście (Anna Iwaszkiewicz, Dzienniki).
„Samotność nie jest tym samym, co osamotnienie. Ta pierwsza, zwłaszcza jako odskocznia, potrafi być kojąca i twórcza. Jako trwały stan jest możliwa do oswojenia. To nie od niej uciekamy, tylko od tego, co może w nas dojść do głosu – od poczucia osamotnienia i izolacji, które zazwyczaj są skutkiem bolesnych doświadczeń.
Samotność, jeśli nie próbujemy jej od razu i za wszelką cenę wypełnić, może być okazją do odkrycia tego, za czym tęsknimy, czego nam brakuje, a czasem po prostu zauważenia tego, co się w nas dzieje. Czy potrafisz przez pół godziny, albo chociaż kwadrans absolutnie nic nie robić? Być na osobności, wyłącznie ze sobą? Spróbuj!” (cytat: https://info.dominikanie.pl/2015/03/samotnosc-nie-musi-bolec/)
Samotność okazja, by… uwierzyć w siebie
O. Krzysztof Popławski OP powiedział kiedyś: „Samotność jest doświadczeniem braku miłości. Jeśli ktoś jej nie doświadczył w dzieciństwie, bądź czuł się odrzucony, został w jakichś relacjach zraniony, nadużyto jego zaufania, to może nieść ten ból w sobie przez całe życie. Zdarza się samotność, która ma w sobie coś niszczącego, ale z drugiej strony uważam, że samotność jest w życiu człowieka wręcz potrzebna, żeby się ułożyć ze sobą samym, zaprzyjaźnić. Po co? Po to, żeby wszystkie inne relacje nie były zamiast czegoś, tylko żeby były bogate miłością, która jest w nas i którą budujemy z kimś innym”.
A więc jednym z sensów doświadczenia samotności jest ostatecznie spotkanie ze sobą, przyjęcie siebie, zaakceptowanie siebie: odkrycie wielu dobrych wymiarów siebie samego, poznanie tych mniej przyjemnych oraz podjęcie współpracy z łaską Bożą na drodze stawania się tym, kim naprawdę Bóg mnie zamarzył.
o. Dariusz Michalski SJ
---
Konferencja wygłoszona w ramach comiesięcznych Mszy Ad Amorem dla samotnych w kościele Jezuitów w Poznaniu 7.05.2023