Zadziwia mnie i wprawie w zdumienie ogromna różnorodność jaką Stwórca zawarł w stworzonym świecie. Boża miłość, która stworzyła świat, która stworzyła mnie jest tak bardzo płodna! Bóg chce, abyśmy przyglądając się tej różnorodności stworzeń, krajobrazów, pór roku, wyglądu tego samego miejsca o różnych porach dnia doszli do odkrycia pasji jaką włożył w stworzenie świata. Ta pasja wypływa z jego serca. To Życie pełne życia, radości, nadziei, chęci objawiania się i docierania do człowieka, by ten poczuł to samo, co czuje Bóg. Różnorodność świata jeszcze pełniej objawia się w różnorodności pomiędzy ludźmi. I tu okazuje się, że sprawy nie mają się tak łatwo. Bo o ile umiemy zachwycać się różnorodnością przyrody z większą lub mniejszą uważnością, to już zachwycanie się różnorodnością ludzi sprawia nam problemy. Zaczynają się pojawiać różne, często zaskakujące nas samych uczucia. Najpierw są to uczucia związane z odnoszeniem siebie do innych, z porównywaniem siebie z innymi. Od najmłodszych lat słyszeliśmy sformułowania typu: „Ale zobacz, Jaś ma lepsze stopnie niż ty!”; albo: „Moja droga, Zosia wygląda ładniej niż ty!”; albo: „Janku, czemu nie możesz być grzecznym dzieckiem i zachowywać się tak jak inne dzieci?” i wiele innych im podobnych.
Przychodząc na ten świat chcąc czy nie wnosimy w niego różnicę. Od chwili naszych narodzin, ba od momentu, gdy rodzice już wiedzą, że jesteśmy w drodze na ten świat bardzo wiele się w nim zmienia. Wnosimy różnicę w świat innych ludzi – najpierw naszych rodziców, potem bliskich a na zupełnie nam obcych i nieznajomych skończywszy.
Okazuje się, że ta różnica związana z samym naszym byciem, istnieniem i funkcjonowaniem jest odbierana bardzo różnie przez różnych ludzi. Jednym się podobamy, inni są wobec nas obojętni, a jeszcze inni woleliby, żeby nas nie było. Każdy z nas nosi w sobie odczucie bycia ciężarem dla kogoś. Z czasem zapominamy, że różnorodność naszych istnień; wyglądu, sposobu zachowania, myślenia, kultur, rytmów itd., że ta cała różnorodność nadana nam przez Boga jest odbiciem jego płodnej miłości, i że jest dobra!
Bóg chce, aby każdy z nas był inny i niepowtarzalny, żeby swoją indywidualnością oddawał Mu cześć i chwałę. Nasza miłość ma być odbiciem Bożej Miłości. Najpierw przez samo nasze bycie, samo istnienie tym, kim się jest. Później przez uświadomienie sobie swej inności i przyjęcie jej z wdzięcznością. Jestem tym, kim jestem. Jestem taki, jaki jestem. Wyglądam tak, jak wyglądam. Mam taki a nie inny charakter. Co te stwierdzenia we mnie budzą? Czy niosą pokój, radość, harmonię? Czy czuję wdzięczność do Boga za bycie sobą, tym jednym, jedynym i niepowtarzalnym człowiekiem na tej ziemi, przez którego Bóg zechciał objawić swoją miłość, zapragnął objawić samego siebie!
Ja mu nie przeszkadzam, nie jestem dla Niego zawadą, nie jestem dla Niego ciężarem, nawet, gdy mam siebie samego dość. Nawet wtedy, gdy postrzegam siebie jako kogoś niedoskonałego.
Odkrycie swojej własnej indywidualności i inności jako czegoś niezwykle pozytywnego, dobrego a wręcz niezbędnego do życia jest źródłem wielkiej radości i pokoju serca, źródłem chęci życia, zmagania się z problemami, konfrontowania się w sposób twórczy i pozytywny z wyzwaniami codzienności. Tak naprawdę jest istotą wyznania wiary w to, że Bóg jest dobry. Tak często recytujemy modlitwę Credo – Wierzę, a tak rzadko wyrażą ona naszą wiarę w dobroć Boga.
Ktoś kiedyś mądrze stwierdził: nie można wierzyć w Boga, nie wierząc w siebie! Tak, oczywiście, bo Bóg nie stwarza nic złego, wręcz przeciwnie! Będąc dobry – stwarza dobro, stwarza nas dobrymi, ale zarazem wolnymi w przyjęciu siebie i innych pośród naszej różnorodności. Możemy z nią walczyć, odrzucać ją, nie chcieć jej, chcieć być jak inni – bo to przecież bezpieczniejsze, ale wcale nie lepsze dla nas. Ileż radości jest w byciu tym innym! Stwórca zaprasza nas do aktu odwagi: przyjęcia siebie w swojej niepowtarzalności, która często jest dla nas samych trudna, bolesna czy też zaskakująca nas samych. Ale dopiero dokonanie tego fundamentalnego wyboru, opcji na rzecz siebie jest wyborem i opowiedzeniem się po stronie życia radosnego i stworzonego przez samego Boga! W konsekwencji prowadzi do przyjęcia innych w ich różnorodności i inności.
Jesteśmy dla siebie samych najtrudniejszym darem. Do końca naszych dni będziemy się uczyć kochać samych siebie i będzie to dla nas trudne, ale potrzebne!
Jak wielką radość daje nam uznanie siebie samych za dobrych (choć nie doskonałych) wbrew różnym nawykom, które wynieśliśmy z dzieciństwa. Bóg wręcz liczy na naszą inność. Na to, że jej nie zatracimy, że odnajdziemy swoją własną drogę do Boga, do miłości, do pełni człowieczeństwa. I ta droga wcale nie musi być taka sama, jak droga innych ludzi.
Za nic w świecie nie chciałbym, aby ktokolwiek przyjmował mój styl życia, ponieważ, zanim on go ledwie pozna, ja mogę odkryć dla siebie następny styl, poza tym chciałbym, aby było rak wiele różnych osób na tym świecie, jak to tylko możliwe.
Chciałbym też, aby każdy odważnie szukał i podążał swą własną drogą, a nie drogą swego ojca, matki czy sąsiada*.
Przeżyć życie naprawdę to odważyć się wejść na drogę poszukiwania swej własnej ścieżki wiodącej do Boga, bliźniego i siebie samego takim, jakim się jest. I nikt w tej roli nie może nas zastąpić. Każdy z nas ma swoje niepowtarzalne powołanie, swoją niepowtarzalną życiową rolę, wyłącznie swoją. Gdyby tak nie było, to czasem między sobą niczym byśmy się nie różnili.