Na studiach filozoficznych mieliśmy pewnego profesora, jezuitę, o którym mówiono, że na egzaminie potrafił odkręcić wodę w kranie i poprosić studenta o udowodnienie na podstawie wypływania wody, fakt istnienia Boga. Jestem mu bardzo wdzięczny za to, że nauczył mnie, a może tylko wydobył ze mnie, ten sposób patrzenia na rzeczywistość polegający na znajdowaniu Boga we wszystkich rzeczach. Na takim patrzeniu na świat, które potrafi odnaleźć związek pomiędzy każdą istniejącą rzeczą, osobą, zjawiskiem, a Bogiem. Dziś z perspektywy lat wiem, że to nie tylko pewien zabieg myślowy. Dziś odczuwam ten związek między Bogiem, a wszystkim, co istnieje jako realne doświadczenie, coś nawet bardziej realnego niż moje własne istnienie. Wiem, że Bóg jest czasem złączony niewidzialną, a czasem widzialną nicią ze wszystkim co istnieje. Ze mną i z każdym człowiekiem na tej planecie.
Widzę to, kiedy stoję w kolejce na poczcie i przyglądam się kobiecie w średnim wieku. Wybiera kartki świąteczne. Na pytanie pani w okienku, czy mają być pobożne, odpowiada: „Nie, nie pobożne. Zwykłe.". Niczego nie oceniam, po prostu się przyglądam i patrzę tak, że Bóg może mi mówić o sobie przez tę kobietę.
Podobnie, kiedy jestem w sklepie wielkopowierzchniowym (nie wiem czemu, ale lubię to wyrażenie) i obserwuję zabieganych, zaaferowanych zakupami ludzi. Czego pragną? Po co robią zakupy? Na co mają nadzieję? Kupują, bo wierzą, że będą bardziej szczęśliwi? Że to, co kupują wypełni tę pustkę, która jest w nas, a którą może nasycić jedynie Bóg i to po śmierci? A może chcą okazać komuś miłość, wdzięczność, kupić coś komuś i w ten sposób zapewnić tę osobę, że jest dla nich ważna, że o niej pamiętają? Nie wiem. Tylko obserwuję, przyglądam się. Nic więcej.
Czuję, że takie, nie obawiam się użyć tego słowa, kontemplacyjne przyglądanie się rzeczywistości pomaga mi. Ono w zasadzie przychodzi samo. Kiedy piszę te słowa uświadamiam sobie na jak wiele sposobów Bóg przychodzi do mnie w każdej chwili mego życia, a ja często tego nie zauważam zajęty swoim własnym światem, sprawami do załatwienia itd. Przegapiam Jego przyjścia do mnie. A za chwilę Święta. Za chwilę przyjdzie tak naprawdę. Tak, naprawdę?! To znaczy, że na poczcie, w supermarkecie – że to nie było na prawdę? I przypomina mi się dialog z pewnego filmu, kiedy główny bohater, Edi, stwierdza: „Bo Święta są zawsze wtedy, kiedy chcesz, żeby były". Boże Narodzenie to nie tylko jeden, dwa dni czy nawet cała oktawa – czyli osiem dni przeżywanych jak jeden dzień Bożego Narodzenia. Boże Narodzenie może być codziennie. Może być jeśli otworzę oczy. I niech będzie!