kto-chce-szuka-sposobu

Jezus opowiedział przypowieść, dlatego że był blisko Jerozolimy, a oni myśleli, że królestwo Boże zaraz się zjawi. Mówił więc: Pewien człowiek szlachetnego rodu udał się w kraj daleki, aby uzyskać dla siebie godność królewską i wrócić. Przywołał więc dziesięciu sług swoich, dał im dziesięć min i rzekł do nich: Zarabiajcie nimi, aż wrócę. Ale jego współobywatele nienawidzili go i wysłali za nim poselstwo z oświadczeniem: Nie chcemy, żeby ten królował nad nami. Gdy po otrzymaniu godności królewskiej wrócił, kazał przywołać do siebie te sługi, którym dał pieniądze, aby się dowiedzieć, co każdy zyskał. Stawił się więc pierwszy i rzekł: Panie, twoja mina przysporzyła dziesięć min. Odpowiedział mu: Dobrze, sługo dobry; ponieważ w dobrej rzeczy okazałeś się wierny, sprawuj władzę nad dziesięciu miastami. Także drugi przyszedł i rzekł: Panie, twoja mina przyniosła pięć min. Temu też powiedział: I ty miej władzę nad pięciu miastami. Następny przyszedł i rzekł: Panie, tu jest twoja mina, którą trzymałem zawiniętą w chustce. Lękałem się bowiem ciebie, bo jesteś człowiekiem surowym: chcesz brać, czegoś nie położył, i żąć, czegoś nie posiał. Odpowiedział mu: Według słów twoich sądzę cię, zły sługo. Wiedziałeś, że jestem człowiekiem surowym: chcę brać, gdzie nie położyłem, i żąć, gdziem nie posiał. Czemu więc nie dałeś moich pieniędzy do banku? A ja po powrocie byłbym je z zyskiem odebrał. Do obecnych zaś rzekł: Odbierzcie mu minę i dajcie temu, który ma dziesięć min. Odpowiedzieli mu: Panie, ma już dziesięć min. Powiadam wam: Każdemu, kto ma, będzie dodane; a temu, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. Tych zaś przeciwników moich, którzy nie chcieli, żebym panował nad nimi, przyprowadźcie tu i pościnajcie w moich oczach. Po tych słowach ruszył na przedzie, zdążając do Jerozolimy (Łk 19,11-28).

 

* * *

Lubię oglądać w wiadomościach sportowych tenisistów, którzy po ostatnim zwycięskim odbiciu piłki wykonują znak krzyża w geście wdzięczności Bogu za zdobyte zwycięstwo. Czasem widać kolarzy, którzy zwycięsko pokonując linię mety również robią znak krzyża na piersi. To, co łączy te postaci, to z jednej strony widok potu na ich twarzach wynikający z ogromnego zmęczenia. Z drugiej strony - to obraz wielkiej radości, która rozsadza ich serca i jest oczywista dla każdego, kto ich widzi.

W dzisiejszej Ewangelii Jezus opowiada historię pewnego człowieka, który powierzył trzem sługom tę samą kwotę pieniędzy, aby nimi zarządzali w czasie jego nieobecności. Gdy powrócił, przywołał swoje sługi, by się rozliczyć. Pierwszy z nich zyskał dziesięciokrotnie więcej, drugi - pięciokrotnie więcej, zaś ostatni oddał jedynie to, co otrzymał, bez żadnego zysku. Swoją postawę uzasadnił tym, co czuł wobec pana: „Lękałem się bowiem ciebie, bo jesteś człowiekiem surowym: chcesz brać, czegoś nie położył, i żąć, czegoś nie posiał". Słysząc taką odpowiedź, pan sługi nie poddał się i pokazał, że skoro tak został odebrany, co przecież może się zdarzyć, to pozostało jeszcze jedno rozwiązanie: „Czemu więc nie dałeś moich pieniędzy do banku? A ja po powrocie byłbym z zyskiem je odebrał".

Przez długi czas nie rozumiałem tej przypowieści. I podobnie jak ostatni sługa uważałem, że pan postąpił okrutnie pozbawiając go ostatecznie życia jako karę za brak zysku. Każdy z nas przychodzi na ten świat obdarowany różnorodnymi dobrami: różnego rodzaju ludzkim potencjałem, zdolnościami, talentami, pasjami. Możliwości pomnażania tego, co wnosimy ze sobą na ten świat, jest bardzo wiele. Psycholodzy wskazują na potrzebę rozwoju, którą każdy z nas posiada. Dlaczego więc jest tak, że jedni z pasją podejmują różne wyzwania, odważnie wkraczając w świat, a inni zamykają się w sobie i za życia z życia się wycofują?

Odpowiedź znajdujemy w dzisiejszej Ewangelii, a dokładnie - w wymówce trzeciego ze sług. Postrzega on swego pana jako kogoś okrutnego, kto niczego mu nie ofiarował, a w zamian oczekuje od niego nie wiadomo jakich zysków. Czyż właśnie nie taki obraz Boga czasem nosimy w swoim sercu? Boga okrutnego, który chce z nas wycisnąć dobre uczynki, wierność w podejmowanych zobowiązaniach, wierność przykazaniom, nieustanne uczenie się choć i tak wiadomo, że mimo tego umrzemy głupi – tak przynajmniej mówią niektórzy.

Powróćmy do naszych sportowców. Jakie to wartości, dla których warto się trudzić? Jest to radość zwycięstwa. To satysfakcja z tego, że podejmowane wysiłki nie idą na marne. To poczucie szczęścia, że zostaliśmy stworzeni jako ludzie, którzy mogą się rozwijać, zdobywać medale, czuć radość osiągania celów. Jest tylko jedno „ale". To bardzo dużo kosztuje! Dzisiaj coraz częściej proponuje się nam zwycięstwa pozorne, bo pozbawione wysiłku i trudu. Bóg stworzył ciebie, abyś walczył jako mężczyzna, jako kobieta. Abyś na drodze swego powołania trudził się i zdobywał cele zgodne z tym, co podpowiada ci twoje sumienie. Byś przełamywał swój opór przed lękiem, bólem, trudem, zapieraniem się samego siebie. Do tego zostałeś stworzony i powołany. Jako mąż, żona, jako ojciec, matka, jako sportowiec, pilot, jako przyjaciel, jako dobry i solidny kolega w pracy i wierny towarzysz. To zwycięstwo jest dla ciebie możliwe wtedy, gdy będziesz miał prawdziwy, czyli pozytywny, obraz twego Pana - twego Boga. Od tego obrazu zależy bardzo wiele. A jeśli jesteś przekonany, że Bóg jest niedobry, to pozostaje ci jeszcze jedno wyjście: powierzyć swoje dobra komuś, kto je pomnoży. Tak, jak mówi o tym znane powiedzenie: „Kto chce - szuka sposobu. Kto nie chce - szuka powodu". A ty szukasz sposobu, by ciekawie i dobrze przeżyć swoje życie, czy szukasz powodu, by się przez nie prześliznąć bez większego trudu?

--
Korekta: Krystyna K.
Photo used under Creative Commons from photoAtlas

+AMGD by Dariusz Michalski SJ. 2023
Wykonanie: Solmedia.pl

UWAGA! Serwis używa cookies.

Brak zmian ustawień przeglądarki oznacza zgodę.

Zrozumiałem