Dzisiejsza Ewangelia przynosi nam opis cudownego kroczenia Piotra po jeziorze, jego nagłe tonięcie na widok wysokiej fali oraz natychmiastową reakcję Jezusa – wyciągnięcie ręki do ucznia i uratowanie go z morskiej toni. To samo wydarzenie powtórzy się za niedługi czas, ale w zupełnie innych okolicznościach. Będzie miało miejsce na Kalwarii. Jezus będzie umierał za Piotra. Chrystus będzie składał ofiarę z samego siebie. Piotra nie będzie obok.
Przestraszony i pełen smutku będzie przebywał w ukryciu wraz z pozostałymi dziesięcioma uczniami nie rozumiejąc wiele z tego, co dzieje się z Jego Mistrzem – Jezusem Chrystusem. Nie rozumiejąc dlaczego Jezus, który miał moc kroczyć po wodzie i uratować go wtedy, teraz stracił całą swoją moc i umiera w otoczeniu złoczyńców na krzyżu – znaku hańby i najwyższego upokorzenia człowieka. Nie rozumiejąc, że... w tej oto chwili dokonuje się tak naprawdę największy cud, cud ratowania życia Piotra, życia Twojego i mojego. Wyciągnięte ramiona Jezusa na krzyżu teraz i wyciągnięte dłonie Jezusa do Piotra, wtedy, na jeziorze. Te same dłonie. Ta sama miłość.
Obchodzimy dziś wspomnienie św. Jana Vianeya. Ten zwykły, prosty proboszcz z francuskiej wsi Ars został ogłoszony przez Papieża Benedykta XVI patronem Roku Kapłańskiego. Ma być dla nas kapłanów wzorem i przykładem służby siostrom i braciom, których Jezus nam powierzył. Mamy się opiekować nimi karmiąc ich nie swoimi słowami, ale wypowiadając słowo Życia, słowo samego Boga. Ofiarując siebie poprzez czystość, ubóstwo i posłuszeństwo, poprzez swoją ofiarę i wyrzeczenia wstawiając się za tymi, którzy sami być może nie umieją tego zrobić, którym zabrakło sił, którym życie stało się za trudne, zbyt bolesne lub poplątane. Proboszcz z Ars miał swoją receptę na święte kapłaństwo. Tak komentował sakrament spowiedzi, który często sprawował: „Oto moja recepta: zadaję im małą pokutę, a resztę sam za nich dopełniam”.
Cokolwiek powiemy o kapłaństwie musimy uznać, że nie może ono być teoretyczne. Niemożliwym jest bycie dobrym kapłanem i ponoszenie wyrzeczeń w teorii. Jezus nie umarł w teorii, ale w praktyce. Umarł prawdziwie umęczony i udręczony. Z miłości do ludzi. To wielkie wyzwanie dla nas kapłanów.
W tym kapłańskim roku pamiętajmy również o darze powszechnego kapłaństwa wiernych, którym zostaliśmy obdarzeni w sakramencie chrztu i bierzmowania. Wszyscy czy to kapłani czy świeccy możemy składać Bogu duchowe ofiary. Do tego zostaliśmy powołani, by nasze trudy i cierpienia łączyć z jedyną ofiarą Jezusa Chrystusa. Dopiero wtedy nabiorą one mocy. Wtedy odkryjemy sens naszych cierpień i udręk. Niekoniecznie musimy wszystko zrozumieć, ale Jezus zaprasza nas wszystkich byśmy razem z Nim dźwigali dziś nasze krzyże i ofiarowali siebie za tych, którzy tego nie umieją lub nie chcą czynić. Czy to jako świeccy, czy to jako kapłani. Ale zawsze z miłością i współczuciem w sercu.