Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do nich: Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi. I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. Idąc dalej, ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni zostawili ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za Nim (Mk 1,14-20).
* * *
Dzisiaj powracamy do tzw. okresu zwykłego w Kościele o ile w ogóle tak można powiedzieć. Bo czyż istnieje zwykły czas, gdy Bóg nieustannie powołuje nas do przyjaźni ze sobą? Rozważając dzisiejszą Ewangelię zastanowiło mnie, że powracając do okresu zwykłego słyszymy słowa, które usłyszymy w Środę Popielcową na rozpoczęcie Wielkiego Postu. To słowa Jezusa: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. A więc czas zwykły w Kościele to czas nawracania się. To coś, co mamy praktykować nie od święta, ale na co dzień! Każdego dnia! Mamy nawracać się do Boga odwracając się od tego, co zajmuje Jego miejsce w naszym życiu.
Myślę sobie, że wszelkie nasze chrześcijańskie wysiłki zmierzające do tego, by wieść tzw. dobre życie mają sens jedynie o tyle, o ile są skierowane na żywą relację z Bogiem-Ojcem, z Jezusem i z Duchem Świętym. Jakiekolwiek poświęcenia z naszej strony mające na celu dobre rzeczy jak np. wzmocnienie woli, opanowanie, życie pełniejsze cnót itd. są niczym. Są śmieciami jeśli nie są świadomie odniesione do relacji z Boskimi Osobami. To nic innego jak po prostu fałszywa pokora.
I jeszcze jedna myśl, tym razem zaczerpnięta z Ojców Pustyni czyli mężczyzn i kobiet, którzy pragnąc szczerej i czystej relacji z Bogiem próbowali żyć słowem Bożym i próbowali konsekwentnie dawać o nim świadectwo swoim życiem szukając w pierwszych wiekach miejsc odosobnionych i tocząc walkę duchową z własnymi demonami. Otóż poszukiwali oni pewnej jedności życia wiary wyrażającego się w praktykowaniu trzech dróg (dosłownie sposobów życia): drogi przepowiadania (vita prophetica), drogi apostolskiej (vita apostolica) i drogi męczeństwa (vita martyrum). W późniejszym czasie to właśnie na tej potrójnej wizji życia poświęconego Bogu wyrosła tradycja życia monastycznego (vita monastica), która miała łączyć w sobie trzy wcześniej wspomniane sposoby postępowania.
Ale co to znaczy dla nas? Nie jest to nauka zastrzeżona wyłącznie dla zakonników czy mnichów. Tak na marginesie – niektórzy śmieją się i mówią, że najcięższym zakonem jest zakon Adama i Ewy, czyli małżeństwo. Ale niezależnie od drogi powołania, którą wybraliśmy droga męczeństwa rozumianego jako podejmowanie trudu nieustannego nawracania się od siebie samego do Boga jest integralną częścią każdego powołania: czy to małżeńskiego, czy to poświęconego (konsekrowanego) w szczególny sposób Bogu, czy też samotnego z nastawieniem na większą służbę bliźnim.
Może warto zapytać się siebie dziś na początku zwykłego okresu liturgicznego, o swoje nastawienie i motywacje – czym jest dla mnie ten czas? Czy postrzegam go jako łaskę, której Bóg ponownie mi udziela, abym się nawrócił na miłość do Boga, do bliźniego i do siebie samego? A może dominuje we mnie jakaś inna motywacja? A może brakuje mi jakiejkolwiek motywacji? Nie sądzę, że apostołom było łatwo z Jezusem. A jednak przy Nim wytrwali – mimo zwątpień, upadków czy też różnorodnych pragnienia pójścia swoją drogą. Oni pozwolili Mu się prowadzić. Pozwolili, by On szedł pierwszy przed Nimi i nauczyli się nie wychodzić przed Niego.
Dokąd chcesz mnie poprowadzić Jezu w tej mojej czasem szarej i bezsensownej, jak może mi się zdawać, codzienności? I pozwól, że postawię Ci jeszcze jedno ważne pytanie: „Jakie plany masz względem mojej osoby? Jakie dobro zamierzyłeś, żeby się dokonało przeze mnie dla Ciebie, dla moich bliźnich i dla mnie?”.
--
Photo used under Creative Commons from Stray Croc