Jezus powiedział do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam. Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: Boże, miej litość dla mnie, grzesznika. Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony (Łk 18,9-14).
* * *
To dobra podpowiedź na drodze naszego wielkopostnego nawrócenia: Kiedy ostatni raz biłeś się w piersi? Tak naprawdę, ze skruchą, ze świadomością, że popełniłeś zło... Pewnie zgodzisz się ze mną: dziś coraz rzadziej wypowiadamy słowo "przepraszam" (podobnie zresztą jak i inne dwa słowa: dziękuję, proszę). Bić się w piersi to uznać swoją grzeszność. Nie tak ogólnie, ale właśnie konkretnie: uczyniłem coś złego, powiedziałem coś, co nie przyniosło dobra, popłynąłem w swoim myśleniu, poddając się żądzom, nienawiści, gniewowi, zaniedbałem dobro, które mogłem uczynić... Dopiero wtedy, gdy uznasz swój konkretny grzech, możesz doświadczyć nawrócenia i uzdrowienia. Dopóki tego nie uczynisz, będziesz "porządnym" człowiekiem, który nic sobie nie ma do zarzucenia. Człowiekiem, który musi siebie nieustannie okłamywać.