Jezus opowiadał rzeszom o królestwie Bożym, a tych, którzy leczenia potrzebowali, uzdrowił. Dzień począł się chylić ku wieczorowi. Wtedy przystąpiło do Niego Dwunastu mówiąc: „Odpraw tłum; niech idą do okolicznych wsi i zagród, gdzie znajdą schronienie i żywność; bo jesteśmy tu na pustkowiu”. Lecz On rzekł do nich: „Wy dajcie im jeść”. Oni odpowiedzieli: „Mamy tylko pięć chlebów i dwie ryby; chyba że pójdziemy i nakupimy żywności dla wszystkich tych ludzi”. Było bowiem około pięciu tysięcy mężczyzn. Wtedy rzekł do swych uczniów: „Każcie im rozsiąść się gromadami mniej więcej po pięćdziesięciu”. Uczynili tak i rozmieścili wszystkich. A On wziął te pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo i odmówiwszy nad nimi błogosławieństwo, połamał i dawał uczniom, by podawali ludowi. Jedli i nasycili się wszyscy, i zebrano jeszcze dwanaście koszów ułomków, które im zostały (Łk 9,11 b-17).
* * *
Uroczystość Bożego Ciała to świętowanie pamiątki najważniejszego gestu miłości ze strony Jezusa – Jego całkowitego wydania się za nas i dla nas najpierw w Wieczerniku, a potem na krzyżu. Jezus przygotowywał swoich uczniów, że będzie całkowicie wydany. Że stanie się pokarmem. Widzimy to także w dzisiejszej Ewangelii. Gdy brakuje pokarmu na pustyni uczniowie mając tak blisko pokarm żywy - Jezusa próbują poradzić sobie sami: można pozbyć się problemu odsyłając ludzi - niech sami się o siebie zatroszczą. Można też szukać pokarmu w okolicznych wsiach i zakupić go dla potrzebujących. W obu tych rozwiązaniach Jezus nie jest brany pod uwagę! Czyż tak właśnie nie wygląda przypadkiem nasze życie? W rozwiązywaniu różnych problemów życiowych, a przede wszystkim tego najważniejszego: głodu prawdziwego życia szukamy wszędzie tylko nie u Jezusa?
Pewien człowiek bardzo prosił Boga, aby mógł kiedyś zobaczyć na własne oczy niebo i piekło. Bóg przychylił się do prośby. Zaprowadził go najpierw do wielkiego pomieszczenia, gdzie w środku na ogniu stał duży kocioł z wyborną strawą. Wokół niego siedzieli ludzie z długimi łyżkami i czerpali z kotła. Wyglądali jednak strasznie żałośnie: wychudzeni, bladzi i smutni. Atmosfera była grobowa i mroźna. Łyżki bowiem miały tak długie trzonki, że wspaniałego jedzenia nie sposób było donieść do ust. Gdy przybliżali łyżki do ust ostatnie krople zupy spadały z nich. Wszyscy byli głodni, choć siedzieli tak blisko kotła z zupą. To było piekło.
Potem zaprowadził człowieka do drugiego pomieszczenia, które wyglądało podobnie jak poprzednie: w środku stał kocioł z jedzeniem, wokół niego siedzieli ludzie z długimi łyżkami. Tylko że ci byli dobrze odżywieni, zdrowi, radośni i szczęśliwi. Żaden z nich nawet nie próbował karmić siebie samego. Każdy z nich był karmiony przez osobę z naprzeciwka i jednocześnie sam karmił ją własną łyżką. To miejsce było niebem.
Módlmy się za siebie nawzajem, abyśmy uczyli się duchowości eucharystycznej – uczyli się kochać siebie nawzajem.