Gdy Jezus był już blisko Jerozolimy, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi. Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia. (Łk 19,41-44)
Rzadko spotykamy się na kartach Ewangelii z opisem Jezusa, który płacze. Jesteśmy przyzwyczajeni do obrazu Jezusa, który jest mocny, czyni cuda, uzdrawia. Dzisiaj widzimy innego Jezusa - mężczyznę, Syna Bożego, który płacze. Dlaczego? Łzy Jezusa wynikają z Jego bezradności. Płacze, gdyż wie, że to, co ma do obwieszczenia w Jerozolimie zostanie odrzucone przez jej mieszkańców. Płacze, ponieważ wie, że dobra nowina o Bogu, który jest kochającym Ojcem zostanie odrzucona. Szczytem tego odrzucenia będzie Jego haniebna śmierć na krzyżu. Płacz Jezusa jest oznaką Jego bezsilności! Jak to?! Bóg jest bezsilny? Tak! Jezus poddał swoją wolność naszej wolności i naszym decyzjom. Zniewolił się naszą wolnością aż po ryzyko bycia odrzuconym.
Zaprasza nas do wejścia w bliską zażyłość z Nim samym, a przez Niego z Bogiem, który jest kochającym i troszczącym się on nas Ojcem. W Ewangelii św. Jana znajdujemy stwierdzenie, że Żydzi tym bardziej usiłowali zabić Jezusa, bo nie tylko nie zachowywał szabatu, ale nadto Boga nazywał swoim Ojcem (por. J 5, 18). Jezus stwarza nam najlepsze możliwe okoliczności, byśmy uwierzyli, że Bóg jest naszym Dobrym Ojcem. Jednak decyzja o tym, czy otworzymy nasze serca na tę prawdę, zależy wyłącznie od nas samych. W pewnym sensie moglibyśmy powiedzieć, że Bóg nie do końca jest wszechmogący. Nie może bowiem nikogo z nas zmusić do relacji ze sobą. Nie może nikogo z nas zmusić do miłości. Może jednak tę miłość nam głosić wbrew naszym oporom. I robi to na różne sposoby każdego dnia.
Dzisiejsza Ewangelia pokazuje nam Jezusa, który płacze, gdyż użala się nad mieszkańcami Jerozolimy, którzy nie rozpoznają w Nim Syna Bożego. Jezus nikomu z nas nie życzy źle, nie naśmiewa się z nas, ale po prostu płacze ze współczucia, że wybieramy drogi nieprawdy, rozdroża życia, na których się gubimy, wyrządzając przy tym krzywdę nie tylko sobie, ale i bliźnim. Jezus szanuje naszą wolność do końca. Kiedy mówimy do Niego: „Nie chcę, abyś mieszał się w jakieś obszary mego życia", to Jezus w nie nie wejdzie. Będzie jednak nadal dawał nam łaskę poznania prawdy i wpuszczenia Go w te miejsca, które Go potrzebują. Nie zrobi tego jednak na siłę, poczeka na naszą zgodę, na nasze zaproszenie.
Bóg obdarzył nas trudnym darem wolności i tę wolność w nas szanuje do końca. Nie wiemy co się stało z Judaszem - czy trafił do czyśćca czy do piekła. Nie wiemy, co się stało z drugim łotrem, który wisiał obok Jezusa i który wbrew wyznaniu swego towarzysza - dobrego łotra - nie odważył się w Jezusie rozpoznać Syna Bożego. Tak jak mówi księga Mądrości Syracha: „jaka jest bowiem wielkość Boga, takie też i Jego miłosierdzie" (por. Mdr 2, 18) możemy się spodziewać wielkiego miłosierdzia ze strony naszego Dobrego Ojca w niebie. Świadomi tej Bożej dobroci nie czekajmy z postawieniem sobie ważnych pytań o siebie i o swoje życie do ostatniej chwili. Odważmy się dziś zapytać: Panie Jezus, nad czym płaczesz we mnie? Jakie zło, jaką zatwardziałość mego serca dostrzegasz, która wzbudza w Tobie żal nade mną, a czego ja sam w sobie nie dostrzegam. Proszę daj mi odwagę zobaczyć to, co Ty widzisz, a przed czym ja uciekam.
Możemy być pewni, że Jezus z całą delikatnością wskaże nam prawdę, aby nasze życie stało się pełne, radosne i szczęśliwe. Abyśmy mieli życie w obfitości.