Kiedy Jezus nasycił pięć tysięcy mężczyzn, zaraz przynaglił swych uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzali Go na drugi brzeg, do Betsaidy, zanim odprawi tłum. Gdy rozstał się z nimi, odszedł na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, łódź była na środku jeziora, a On sam jeden na lądzie. Widząc, jak się trudzili przy wiosłowaniu, bo wiatr był im przeciwny, około czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze, i chciał ich minąć. Oni zaś, gdy Go ujrzeli kroczącego po jeziorze, myśleli, że to zjawa, i zaczęli krzyczeć. Widzieli Go bowiem wszyscy i zatrwożyli się. Lecz On zaraz przemówił do nich: „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się”. I wszedł do nich do łodzi, a wiatr się uciszył. Oni tym bardziej byli zdumieni w duszy, że nie zrozumieli sprawy z chlebami, gdyż umysł ich był otępiały (Mk 6,45-52).
* * *
Kiedy Jezus nasycił pięć tysięcy mężczyzn (…) rozstał się z nimi – właśnie dokonał się niesamowity cud rozmnożenia chleba i ryb. Nasycenie głodnych ludzi. Zapewne uczniowie dobrze to zapamiętali i są pewni, że Jezus jest kimś nadzwyczajnym. Czyżby? A jednak Ewangelista Marek mówi wyraźnie o otępiałych umysłach uczniów! Jak szybko gubimy się, gdy zostawiamy Jezusa i próbujemy coś robić po swojemu. Uczniowie sami przeprawiają się na drugą stronę jeziora. Jeziora, które dobrze znali. Byli rybakami. Bez Jezusa proste rzeczy stają się niezwykle trudne.
Trudzili się przy wiosłowaniu, bo wiatr był im przeciwny – to obraz strapienia. Wiatr może być symbolem naszych uczuć, które często są przeciwne naszym wartościom i przeszkadzają nam dotrzeć na drugi brzeg. W czasie strapienia każda praca wymaga znacznie więcej trudu, a efekty wydają się i tak mizerne.
Około czwartej straży nocnej – czyli tuż przed świtem, pośród największego zmęczenia i odrętwienia. Pośród największego zniechęcenia.
Gdy Go ujrzeli kroczącego po jeziorze, myśleli, że to zjawa, i zaczęli krzyczeć – brak uważności na to, co wydarzyło się wcześniej, zmęczenie, trudna godzina nocna – tuż przed świtem – to wszystko sprawia, że czasem trudno nam rozpoznać Jezusa. Że w naszym życiu górę bierze lęk. Przed czym? Nie wiadomo? Po prostu zwykły egzystencjalny lęk przed śmiercią, a może i przed życiem? Przed drugim człowiekiem, a może przed samym sobą? Przed Jezusem, którego nie umiemy wyraźnie zobaczyć w kontekście dotychczasowych wydarzeń naszego życia, ale patrzymy na Niego przez pryzmat naszych ostatnich porażek. Czyli tracąc Go, rozstając się z Nim.
Czy jest na to jakieś lekarstwo? Tak, jest nim... miłość. Największy dar Boga dla człowieka. Miłość, która niweczy lęk: „W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk” (por. 1 J 4, 11-18).
Ale Panie, czy to naprawdę może się dokonać w moim życiu? Czy mogę żyć bez lęku?
Scena, której się przyglądamy jest zapowiedzią tej najważniejszej, która będzie miała miejsce za pewien czas. O tej samej porze: około czwartej straży nocnej czyli w ostatniej kwadrze nocy, nad tym samym Jeziorem Galilejskim Zmartwychwstały Jezus przyjdzie do tych samych uczniów. Mocą swej miłości przebaczy Piotrowi i pozostałym. Zwoła ich na nowo. Powie, że im wierzy i ufa mimo tego, że Go pozostawili na krzyżu, że uciekli (por. J 21, 1-14). Ich serca napełni moc Bożej miłości. Tak wielka, że nie zawahają się oddać życia za swego Mistrza.
A ty? Czy wierzysz, że to samo, co dokonało się w sercach uczniów może się dokonać także w Twoim sercu?