Jezus powiedział do swoich uczniów: Uważajcie, czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie. Bo rzecz ma się podobnie jak z człowiekiem, który udał się w podróż. Zostawił swój dom, powierzył swoim sługom staranie o wszystko, każdemu wyznaczył zajęcie, a odźwiernemu przykazał, żeby czuwał. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie! (Mk 13,33-37)
* * *
Dobrze wiemy, że w świecie musimy być osobami uważnymi. Gdy przechodzimy przez jezdnię rozglądamy się, żeby nie wpaść pod samochód. Gdy gotujemy wodę uważamy, żeby się nie poparzyć. Gdy bierzemy lekarstwa – uważamy, żeby czegoś nie pomylić. Ta uważność jest dla nas oczywista. Stoi na straży naszego fizycznego życia. Pomaga nam przeżyć.
Okazuje się jednak, że tak jak istnieje uważność w wymiarze fizycznym tak samo jest z wymiarem duchowym. Niekoniecznie wprost musi ona odnosić się wyłącznie do skupienia na modlitwie. Przez duchowość rozumiem wszystko to, co służy wyrażaniu i przekazywaniu miłości. Rozumiem nawiązywanie kontaktu z Bogiem, ale i z drugim człowiekiem. A także świadomość siebie – swoich stanów wewnętrznych: emocji, pocieszeń i strapień duchowych, pokus, myśli...
Dziś Jezus mówi nam wyraźnie o tym, że postawa czujności jest konieczna, aby nie przeoczyć spotkania z Bogiem. Ostatecznie by móc wejść do Królestwa Niebieskiego. Czyli uważność duchowa pozwala nam przyjąć życie wieczne, nie stracić go, tak jak przez nieuważność możemy narazić na szwank swoje zdrowie lub wręcz stracić życie.
Św. Ignacy Loyola, założyciel jezuitów także podkreślał ogromną rolę postawy uważności i czujności. Jego osobiste nawrócenie rozpoczęło się od wejścia w siebie i zrozumienia, że pojawiają się w nim przeciwstawne myśli: jedne o życiu światowym i inne o radykalnym nawróceniu. To stało się początkiem jego przemiany i rozeznawania duchowego. Rozeznawanie ma zmierzać do pełniejszego odczytania i zrozumienia woli Bożej względem mnie samego po to, by móc ją wypełniać w codzienności. Czyli realizować swoje powołanie. To konkretne powołanie zawsze będzie wyrazem fundamentalnego powołania do miłości.
W jednym ze swoich listów św. Ignacy Loyola pisał tak:
Osoby, które wychodzą z siebie, aby przejść w swego Stwórcę i Pana, żyją w ciągłym skupieniu, uważności i pocieszeniu wewnętrznym; widzą bowiem, jak Bóg, nasze Dobro Wieczne, znajduje się we wszystkich stworzeniach, dając im istnienie i utrzymując je w sobie przez swój byt nieskończony i swoją obecność.
Akcentując potrzebę uważności Ignacy zaproponował własne, autorskie ćwiczenie duchowe zwane ignacjańskim rachunkiem sumienia. Nie chodzi w nim o rachowanie swoich grzechów. Niektórzy nazywają je raczej kwadransem uważności. Ma pięć punktów. Pierwszy z nich polega na uzmysłowieniu sobie jak dziś Bóg działał w moim życiu. Chodzi o odkrycie Jego obecności i dobroci. Możemy np. zauważyć, że Bóg daje mi siły, zdrowie (wystarczające), że stawia dobrych ludzi na mojej drodze, że dał mi zobaczyć dziś piękno drugiego człowieka, bawiącego się dziecka, piękno przyrody, albo że miała miejsce jakaś sytuacja, która ułożyła się tak, że sam lepiej bym tego nie wymyślił. Dziękczynienie prowadzi do wdzięczności, a wdzięczność zbliża do siebie osoby i rozpala na nowo miłość między nimi.
Dziś, na początku Adwentu zapytajmy samych siebie: czy jest we mnie uważność na drugiego człowieka, a więc i na Boga, który w drugim przychodzi do mnie? Czy drugi człowiek jest przedmiotem czy jest podmiotem? Czy jestem uważny na sposób odnoszenia się do drugiego człowieka – czy używam słów: dziękuję, przepraszam, proszę… ? Czy jestem czuły i serdeczny? Czy poświęcam czas, uwagę i energię tym, którzy są najbliżej mnie?
Niedawno byłem na warsztacie dla superiorów. Osoba świecka, która je prowadziła przytaczała pewne badanie socjologiczne przeprowadzane od roku 1938 po dziś dzień w USA. Otóż co dwa lata pyta się grupę osób, które są zadowolone z życia i czują się szczęśliwe o to, co jest źródłem ich poczucia szczęścia. Okazuje się, że
Jednym z najważniejszych wniosków, jakie zostały wyciągnięte to fakt, że ludzie czują się szczęśliwi, gdy udaje im się nawiązywać wartościowe, głębokie i wzbogacające relacje międzyludzkie.
„To, co odkryliśmy w przypadku ludzi najbardziej zadowolonych ze swoich związków i połączonych z innymi to fakt, że ich ciało i umysł były znacznie zdrowsze przez znacznie dłuższy czas”, mówi Robert Waldinger – obecny dyrektor projektu.
Jeżeli chodzi o kwestię, co tak naprawdę czyni z danej relacji związek wartościowy, badanie wskazało, że czynnikiem kluczowym jest to, na ile czujesz zaufanie i do jakiego stopnia możesz być sobą.
Innymi słowy dobry związek to taki, w którym nie czujesz się osądzany i możesz żywić pełne przekonanie co do tego, że możesz w pełni liczyć na drugą osobę i to niezależnie od okoliczności.
I trzeba jeszcze dodać, że szczęśliwy związek, to nie tylko taki, w którym Ty sam możesz się tak czuć, ale i drugiej osobie: żonie, przyjacielowi pozwalasz na to samo.
I może właśnie o tym dziś mówi Jezus: czuwaj, aby Twoje relacje z innymi były przeniknięte miłością.