Wielkie tłumy szły z Jezusem. On zwrócił się i rzekł do nich: "Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem. Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw, a nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy patrząc na to zaczęliby drwić z niego: „Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć”. Albo
który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga
przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju. Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem" (Łk 14, 25-33).
* * *
Spróbujmy połączyć dzisiejszą Ewangelię ze słowami św. Pawła z również z dzisiejszego pierwszego czytania: "Miłość nie wyrządza zła bliźniemu". Jak łatwo jest nam przekroczyć Boże Prawo kiedy zwracamy uwagę na własną korzyść. To właśnie argument: "co mogę zyskać, jak będzie mi lepiej" jest tym, który przeważa o kierunku naszych decyzji. W naszych wyborach, w których jest przecież jakaś cząstka miłości do innych często przeważa nasz własny interes. Jest to miłość bez krzyża. Taka, która za główny motyw działania uważa własne dobro. Potrafimy wchodzić w wymianę (bo niekoniecznie jest to autentyczna relacja) z drugim człowiekiem, by coś dla siebie ugrać, coś zyskać. Kochamy drugiego w sobie samych, dla siebie samych. Nie dla niego samego. Św. Paweł wprowadza ważne rozróżnienie: "miłość nie wyrządza zła bliźniemu". Potrafimy tak bardzo zwieść siebie, że umiemy uznać za dobre dla drugiego człowieka to, co de facto jest złe, ale
ponieważ gwarantuje nam to jakąś korzyść umiemy nie widzieć krzywdy, którą wyrządzamy drugiemu.
Trzeba zgodzić się na krzyż to znaczy na trud szacunku do drugiego człowieka. Prawa drugiego człowieka wyznaczają granice mojego postępowania. Nie wolno mi ich łamać. To oznacza, że trzeba pozwolić na ukrzyżowanie w sobie swego fałszywego ja, które chce być egoistą i zajmować się tylko swoim dobrem. Każdy z nas ma w sobie fałszywe ja. Jakże lubimy temu zaprzeczać, podczas, gdy ono ujawnia się w tak wielu sytuacjach. Prośmy o spójność naszego życia. Prośmy byśmy chcieli służyć Chrystusowi kochając drugiego i siebie samego w sposób przynoszący prawdziwe dobro, czyli takie, które służy zbawieniu duszy drugiego i naszej własnej.