Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam przemienił się wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe tak, jak żaden folusznik na ziemi wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni. I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie. I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy powstać z martwych (Mk 9,2-10).
* * *
Spotkanie z Jezusem na górze prowadzi uczniów do refleksji nad ważnym zagadnieniem: „co znaczy powstać z martwych". Przyglądam się sobie i widzę, że rzadko o tym rozmawiam z innymi. Może częściej pouczam z racji powołania i funkcji. Ostatnio moją uwagę bardzo zaprząta pierwszy punkt Ćwiczeń Duchowych św. Ignacego Loyoli:
Pod tą nazwą Ćwiczenia Duchowe rozumiemy każdy rachunek sumienia, rozmyślanie, kontemplację, modlitwę ustną i myślną oraz wszystkie inne czynności duchowe - stosownie do tego, co niżej powiemy. Bo jak przechadzanie się, chodzenie i bieganie - to ćwiczenia cielesne, tak ćwiczenia duchowne to przygotowywanie i usposobienie duszy po to, żeby się pozbyć nieuporządkowanych przywiązań, a gdy się ich już pozbędziemy, żeby szukać woli Bożej i odnajdywać ją w ułożeniu własnego życia tak, by zbawić duszę (CD 1).
Św. Ignacy mówi wprost, że celem Ćwiczeń czyli Rekolekcji Ignacjańskich jest osiągnięcie życia wiecznego – zbawienie duszy. Zakonowi, który ufundował nadał jasny cel: walczyć w obronie dusz. A więc walczyć o życie wieczne. Jak je można osiągnąć? Poprzez nieustanne ćwiczenie się. Takie ćwiczenie duszy, które na pierwszym miejscu prowadzi do pozbycia się nieuporządkowanych przywiązań. A więc tego wszystkiego, co nie pozwala człowiekowi czynić tego, czego naprawdę pragnie i co jednocześnie rodzi owoce autentycznego dobra. Bo nie wszystko, czego pragniemy w głębi serca prowadzi do dobra.
Wyraźnym znakiem tego, że jesteśmy na dobrej drodze jest nasz stosunek do woli Bożej. Jeśli zaczynamy ją odkrywać jako coś koniecznego do życia, coś dobrego, to znaczy, że podążamy w dobrą stronę. Jeśli jednak uważamy, że może nawet jest dobra, ale w głębi serca w to nie wierzymy, to znaczy, że bardziej idziemy za swoimi przywiązaniami niż za Bogiem.
Każdy z nas otrzymał w darze od Boga duszę. Szukać życia wiecznego można tylko w jeden sposób: słuchać swojej duszy i iść za tym, czego ona potrzebuje do życia. W chrześcijaństwie nazywamy to życiem duchowym. I wierzymy, że Bóg jest źródłem życia. Że sami z siebie nie możemy prowadzić życia duchowego. Inną nazwą życia duchowego jest przyjaźń z Bogiem, relacja z Nim. To właśnie jest prawdziwe życie duchowe! To taka relacja z Bogiem, która stoi na straży autentycznego dobra w nas i naszej relacji do bliźnich. A ponieważ sama nie przychodzi wymaga... codziennych ćwiczeń duchowych.