Po opuszczeniu synagogi Jezus przyszedł do domu Szymona. A wysoka gorączka trawiła teściową Szymona. I prosili Go za nią. On, stanąwszy nad nią, rozkazał gorączce, i opuściła ją. Zaraz też wstała uzdrowiona i usługiwała im. O zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich. Także złe duchy wychodziły z wielu, wołając: "Ty jesteś Syn Boży!" Lecz On je gromił i nie pozwalał im mówić, ponieważ wiedziały, że On jest Mesjaszem. Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne. A tłumy szukały Go i przyszły aż do Niego; chciały Go zatrzymać, żeby nie odchodził od nich. Lecz On rzekł do nich: "Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo po to zostałem posłany". I głosił słowo w synagogach Judei (Łk 4, 38-44).
* * *
Dziś Łukasz pokazuje Jezusa, który przychodzi i... odchodzi. To ważny obraz, w którym odbija się dynamika naszego codziennego życia duchowego. Czasem jest tak, że doświadczamy wręcz namacalnie, tak, jak teściowa Piotra, że Jezus bierze nas za rękę. Czasem jesteśmy jak chorzy ludzie, na których Jezus kładzie swoje ręce. Są takie chwile, gdy obecność Jezusa przy nas i Jego działanie wydają się pewne, namacalne. Ale po czasie pocieszenia przychodzi czas strapienia. Gdy nadchodzi zachowujemy się tak, jak tłumy: szukamy Go i chcemy Go zatrzymać. Jezus jednak nie pozwala się zatrzymać. Odchodzi. Wydaje nam się wtedy, że znika z naszego życia. To nieprawda. Jest nadal, choć nie odczuwamy Go tak silnie, albo wręcz po prostu nie odczuwamy Jego obecności w ogóle. Trzeba wtedy odwołać się do wiary. Do tego, co wcześniej nam uczynił. Trzeba też zgodzić się na dynamikę Jego odczuwalnego przychodzenia i odchodzenia. Nie zatrzymywać się na tym, ale przyjmować także "nieobecność" trwając w wierze, którą poznajemy po dobrych czynach.
A jak jest w Twoim życiu? Czy czynisz dobro jedynie wtedy, gdy czujesz, że Bóg jest przy Tobie?