Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Wytrwajcie we Mnie, a Ja /będę trwał/ w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie - o ile nie trwa w winnym krzewie - tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami (J 15,1-8).
* * *
Gdy dziś rozważałem tę Ewangelię, to moja myśl wróciła do Słowa Bożego z ostatniej soboty. Ciągłość między tamtą Ewangelią a dzisiejszą jest oczywista. W sobotę słyszeliśmy, że Jezus nie złamie trzciny nadłamanej i nie zgasi wątłego płomyka. A dziś mówi: „Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy". Niejako po wcześniejszej deklaracji o delikatności Boga, która staje się namacalna w osobie Jezusa, nasz Mistrz mówi nam o tym, jaki jest Ojciec: to Ten, który oczyszcza. Bardzo często możemy łapać się na myślach typu: „Jeśli powierzę się Bogu to On wywróci moje życie do góry nogami i każe mi robić rzeczy, na które nie mam ochoty". To nasze ludzkie myślenie, które nie bierze pod uwagę obietnicy Jezusa: „Nie złamię, ani nie zdmuchnę! Nie bój się Ojca!".
Dzisiejsza Ewangelia mówi także o obfitszym owocu. Od długiego czasu chodzi mi po głowie zdanie: „Jesteś zdolny do znacznie większego dobra niż to sobie wyobrażasz". Powraca i powraca. Nie tyle męczy co zaciekawia. Proponuje zaufanie do Boga i do... siebie oraz pójście tam, gdzie sam nie miałbym odwagi pójść. Nie wiem, czy już kiedyś usłyszałeś to zdanie w swoim sercu. Ale może warto się mu przyjrzeć. Pozwolić, aby zapadało. Ewangelia wyraża to prosto: oczyszczenie owocu. W chrześcijaństwie tradycyjnie mówiono o trzech kolejnych etapach w drodze do Boga: droga oczyszczenia, droga oświecenia i droga zjednoczenia. One nie dzieją się liniowo. Jeśli nawet zostałeś doprowadzony, doprowadzona do etapu oświecenia, to wcześniej czy później Bóg ponownie wprowadzi cię na drogę oczyszczenia... Duchowość to nie linia wznosząca się w górę, ale raczej spirala, która powraca do miejsca, w którym już kiedyś byłeś, ale odkrywasz, że ponownie przyglądasz się swej kruchości i Bożemu miłosierdziu, ale z nowej perspektywy – bo może zauważasz, że już nie skupiasz się na grzechu, gdy słyszysz Dobrą Nowinę o tym, że Bóg chce Cię oczyścić, ale słyszysz, że to jest możliwe i że On ma tak wielkie plany na Twoje życie, których ty sam wcześniej nie dostrzegałeś.