odejscie

Jezus powiedział do swoich uczniów: "Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka. Słyszeliście, że wam powiedziałem: Odchodzę i przyjdę znów do was. Gdybyście Mnie miłowali, rozradowalibyście się, że idę do Ojca, bo Ojciec większy jest ode Mnie. A teraz powiedziałem wam o tym, zanim to nastąpi, abyście uwierzyli, gdy się to stanie. Już nie będę z wami wiele mówił, nadchodzi bowiem władca tego świata. Nie ma on jednak nic swego we Mnie. Ale niech świat się dowie, że Ja miłuję Ojca i że tak czynię, jak Mi Ojciec nakazał" (J 14, 27-31a).

* * *

Jednym z lęków, które nas dotykają jest przekonanie, że Jezus wkroczy w nasze życie i wszystko nam poprzestawia. Jakby tego było mało to okazuje się, że możemy poczuć lęk również w obliczu słów, które dziś Jezus wypowiada do nas: „Odchodzę i przyjdę znów do was”. A więc źle, gdy Jezus chce wkroczyć w nasze życie i niedobrze, gdy chce nas zostawić – choćby na jakiś czas. Tak źle i tak niedobrze. Jest coś takiego w naszej ludzkiej naturze, że cokolwiek by się wydarzyło czujemy się ciągle niezadowoleni, a przez to zgorzkniali. Z jakiegoś powodu te stany zaczynają być w nas silne w granicach umownej połowy naszego życia. Jeśli na to nie zareagujemy świadomie, będą nami rządziły.

Postępowanie Jezusa z uczniami jest właściwe. Musi ich zostawić. Chce, aby wydorośleli, aby dojrzeli. Niestety dość często spotykam mężczyzn i młodszych i starszych, którzy nadal mieszkają… ze swoimi rodzicami! I choć mają zapewniony byt i bezpieczeństwo, to ewidentnie taka sytuacja uniemożliwia im wzięcia życia w swoje ręce. Bo są… wyręczeni przez swoich rodziców.

Jezus odchodzi, bo chce, aby uczniowie wydorośleli. Wie, że będzie to dla nich (i dla nas) dobre: „Gdybyście Mnie miłowali, rozradowalibyście się, że idę do Ojca, bo Ojciec większy jest ode Mnie”. Nie chce im się narzucać.

Częścią dorosłego życia jest doświadczenie samotności, z którym musimy sobie poradzić. Z jednej strony wiemy, że Jezus jest z nami. Z drugiej strony nie zawsze to czujemy. I tak ma być! To zdrowa i normalna sytuacja pewnego niedosytu, pewnego braku. I zdrowa duchowość kieruje się przyjmowaniem zarówno obecności jak i „nieobecności” Boga w sensie odczuwania jej. Św. Paweł mówi jasno: „umiem cierpieć biedę i umiem obfitować”. Św. Ignacy w jednym ze swoich listów napisze podobnie: „Zachowaj sobie we wszystkich rzeczach wolność ducha. Nie patrz ukradkiem w niczym na ludzkie opinie, lecz utrzymaj swego ducha wewnętrznie tak wolnym, abyś zawsze mógł czynić także rzeczy przeciwne. Nie daj się opanować żadnej przeszkodzie, aby tę wolność ducha ustrzec. Nigdy jej nie porzucaj” (GB, 335). A więc mogę być wewnętrznie wolny czując Bożą obecność w stanach pocieszenia i nie odczuwając jej w stanach strapienia. Te stany nie są najważniejsze. Są środkiem, który prowadzi nas do celu czyli do zbawienia. A my mamy koncentrować się na celu, nie zaś na środkach.

Nie przekonuje mnie postawa ludzi, którzy na drodze wiary potrzebują nieustannych doświadczeń na wysokim c: modlitw o uzdrowienie, kolejnych rekolekcji, w których uczestniczą raz po raz, słuchania czy oglądania w Internecie ciągle to nowych konferencji itd.

A jak jest z Tobą? Czy stajesz się człowiekiem wewnętrznie wolnym? Czy nie zdominowały Cię przypadkiem stany wewnętrznego niezadowolenia przeradzające się w apatię, zgnuśnienie czy niezadowolenie? A jeśli nawet tak się stało, to co chcesz z tym zrobić?

+AMGD by Dariusz Michalski SJ. 2023
Wykonanie: Solmedia.pl

UWAGA! Serwis używa cookies.

Brak zmian ustawień przeglądarki oznacza zgodę.

Zrozumiałem