Za czasów Heroda, króla Judei, żył pewien kapłan, imieniem Zachariasz, z oddziału Abiasza. Miał on żonę z rodu Aarona, a na imię było jej Elżbieta. Oboje byli sprawiedliwi wobec Boga i postępowali nienagannie według wszystkich przykazań i przepisów Pańskich. Nie mieli jednak dziecka, ponieważ Elżbieta była niepłodna; oboje zaś byli już posunięci w latach. Kiedy w wyznaczonej dla swego oddziału kolei pełnił służbę kapłańską przed Bogiem, jemu zgodnie ze zwyczajem kapłańskim przypadł los, żeby wejść do przybytku Pańskiego i złożyć ofiarę kadzenia. A cały lud modlił się na zewnątrz w czasie kadzenia. Naraz ukazał mu się anioł Pański, stojący po prawej stronie ołtarza kadzenia. Przeraził się na ten widok Zachariasz i strach padł na niego. Lecz anioł rzekł do niego: «Nie bój się, Zachariaszu; twoja prośba została wysłuchana: żona twoja Elżbieta urodzi ci syna, któremu nadasz imię Jan. Będzie to dla ciebie radość i wesele; i wielu z jego narodzenia cieszyć się będzie. Będzie bowiem wielki w oczach Pana; wina i sycery pić nie będzie i już w łonie matki napełniony będzie Duchem Świętym. Wielu spośród dzieci Izraela nawróci do Pana, Boga ich; on sam pójdzie przed Nim w duchu i mocy Eliasza, żeby serca ojców nakłonić ku dzieciom, a nieposłusznych do usposobienia sprawiedliwych, by przygotować Panu lud doskonały» (Łk 1, 5-17).
* * *
Dość często wydaje nam się, że jako zwykli wierzący nie musimy wiele robić w Kościele. Są przecież osoby specjalnie do tego powołane, ale ja nie. Zapominamy o sakramencie Chrztu Świętego, przez który zostaliśmy wprowadzeni do wspólnoty Kościoła. Każdy z nas został wtedy nie tylko zanurzony w wodzie, ale także namaszczony przez szafarza olejem świętym i w ten sposób zostaliśmy posłani, aby pełnić trzy funkcje: być kapłanem, królem i... prorokiem. Tak, tak, zupełnie tak, jak np. Jan Chrzciciel z dzisiejszej Ewangelii.
Być kapłanem to znaczy... służyć. Nie wynika to z zewnętrznego nakazu Bogu, ale wynika z wewnętrznej natury Boga, który we Wspólnocie Trójcy Świętej służy sobie nawzajem: Ojciec rodzi Syna, Syn odpowiada Ojcu w dziele zbawienia świata przez swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie. Duch Święty zaś jest Osobową więzią miłości łączącą dwie służące sobie nawzajem osoby.
Być królem to pamiętać o swojej godności królewskiej. O godności córki królewskiej, godności syna królewskiego. Jeśli jest godność to jest i pewien styl zachowania, życia. Jest także... królestwo, które na nas czeka. Czasem przypominamy sobie nawzajem o tym: "Wstań z kolan, włóż koronę!" albo "Otrzep się, przeproś Boga za swój grzech i ruszaj do przodu!". Bo jesteś z królewskiego rodu! I krocz prostą drogą, to znaczy w stronę Królestwa Niebieskiego.
Być prorokiem, to nie przepowiadać jaka będzie jutro pogoda albo jakie liczby padną w grze losowej. Nie chodzi o wróżenie z fusów. Być prorokiem to obwieszczać światu swoją postawą, swoimy stylem życia: Bóg istnieje i kocha mnie, kocha też i Ciebie. To żyć tak, aby ludzie dostrzegali w Tobie Bożą miłość. Prorok Chrzciciel zaświadczy o tym przez nauczanie nad rzeką Jordan, przez wzywanie do nawrócenia, a wcześniej przez swój pokutny styl życia, a na koniec przez swoja męczęńską śmierć w obronie prawa Bożego, gdy będzie wyrzucał Herodowi jego nieprawość. Do tego samego jesteś wezwany Ty i ja, każdy z nas. W Chrzcie Świętym otrzymałeś moc Ducha Świętego - ona jest w Tobie. Przypomnij sobie o niej, abyś dziś mógł na nowo stać się kapłanem, królem i prorokiem. To naprawdę jest możliwe!