Kiedy Jezus przyszedł do Nazaretu, przemówił do ludu w synagodze: "Dziś spełniły się te słowa Pisma, które słyszeliście". A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym łaski słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: "Czy nie jest to syn Józefa?" Wtedy rzekł do nich: "Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu, w swojej ojczyźnie, tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum". I dodał: "Zaprawdę, powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę, mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman". Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwawszy się z miejsc, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na urwisko góry, na której zbudowane było ich miasto, aby Go strącić. On jednak, przeszedłszy pośród nich, oddalił się (Łk 4, 21-30).
* * *
Ciekawą scenę opisuje Ewangelista Łukasz: Jezus naucza w synagodze. Na początku, to co mówi Jezus, wszystkim się podoba i przyświadczają Mu. Są pod wrażeniem. A po chwili, gdy Jezus zaczyna ujawniać prawdę o ich życiu, o ich przewrotności - w słuchających zaczyna rodzić się złość i gniew. Ostatecznie poddani tym uczuciom postanawiają... zabić Jezusa!
Trzeba byśmy Ty i ja dziś postawili sobie pytanie, czy przypadkiem nie jest podobnie i z nami. Wystarczy przypomnieć sobie jakieś nieodległe wydarzenia, gdy po słowach wypowiedzianych przez kogoś poczułeś gniew i agresję. A może te emocje masz tak mocno stłumione, że ich wogóle nie odczuwasz? I co wtedy zrobiłeś? Może chciałeś uciec, pobić drugiego człowieka, ukarać go? Przemocowych rozwiązań jest wiele.
Okazuje się, że w każdym z nas jest takie szczególne miejsce. Bardzo go bronimy i dbamy o nie, żeby pozostało nienaruszone i niepodważone. Są to różne "prawdy" o nas samych i o życiu, które próbujemy za wszelką cenę obronić. Często to nasze skrypyt rodzinne. Gdy jednak ktoś zbliża się niebezpiecznie blisko do nich i próbuje je podważyć, wtedy wściekli odpowiadamy agresją. Napisałem "prawdy" w cudzysłowie, gdyż są to w rzeczywistości przekonania, które także wypracowaliśmy sobie sami, żeby pomagały nam doświadczać mniej bólu, pozwalały żyć łatwiej (co nie znaczy lepiej). "Prawdy", które pomagają nam zwalniać się z osobistego rozwoju i dążenia do dojrzałości. Mierzenia się z tym, czego nie chcemy w sobie zobaczyć. Gdy ktoś drugi odkrywa je reagujemy gwałtownie, bo czujemy się zagrożeni.
Podobnie jest i w sferze duchowej. Jezus mówi: "Szukajcie prawdy, a prawda was wyzwoli". Człowiek, który podąża w kierunku Boga nie boi się prawdy. Mieszkańcy Nazaretu nie chcieli słyszeć prawdy o sobie z ust Jezusa. Podobnie jest z nami. Często wybieramy swoje własne, wygodne prawdy, które... odbierają nam życie, radość i pokój serca.
Czy odnajdujesz się w dzisiejszej scenie? Czy rozumiesz, że miłość Boga do Ciebie to z jednej strony pełna i bezwarunkowa akceptacja Twojej osoby. A z drugiej strony to troska o Ciebie poprzez odkrywanie prawdy o Twoim fałszywym ja, o Twoich grzesznych nawykach, o Twoich nieprawdziwych schematach myślenia, o Twoich pożądaniach i namiętnościach, które Cię niszczą? Czy chcesz przełamać w sobie opór przed zmianą, z którą przychodzi do Ciebie Jezus? Czy raczej wolisz Go strącić ze zbocza góry? A może jeszcze tego nie wiesz? Jeśli tak, to proś o łaskę szczerości ze sobą samym i o to, byś mógł stopniowo dojrzewać do większej współpracy z Jezusem. Z tym, który jest Drogą, Prawdą i Życiem.