Pewien człowiek szlachetnego rodu udał się w kraj daleki, aby uzyskać dla siebie godność królewską i wrócić. Przywołał więc dziesięciu sług swoich, dał im dziesięć min i rzekł do nich: Zarabiajcie nimi, aż wrócę. Ale jego współobywatele nienawidzili go i wysłali za nim poselstwo z oświadczeniem: Nie chcemy, żeby ten królował nad nami. Gdy po otrzymaniu godności królewskiej wrócił, kazał przywołać do siebie te sługi, którym dał pieniądze, aby się dowiedzieć, co każdy zyskał. Stawił się więc pierwszy i rzekł: Panie, twoja mina przysporzyła dziesięć min. Odpowiedział mu: Dobrze, sługo dobry; ponieważ w dobrej rzeczy okazałeś się wierny, sprawuj władzę nad dziesięciu miastami. Także drugi przyszedł i rzekł: Panie, twoja mina przyniosła pięć min. Temu też powiedział: I ty miej władzę nad pięciu miastami. Następny przyszedł i rzekł: Panie, tu jest twoja mina, którą trzymałem zawiniętą w chustce. Lękałem się bowiem ciebie, bo jesteś człowiekiem surowym: chcesz brać, czegoś nie położył, i żąć, czegoś nie posiał. Odpowiedział mu: Według słów twoich sądzę cię, zły sługo. Wiedziałeś, że jestem człowiekiem surowym: chcę brać, gdzie nie położyłem, i żąć, gdziem nie posiał. Czemu więc nie dałeś moich pieniędzy do banku? A ja po powrocie byłbym je z zyskiem odebrał. Do obecnych zaś rzekł: Odbierzcie mu minę i dajcie temu, który ma dziesięć min. (Łk 19,11-28)

Zapewne dzisiejsza przypowieść o dziesięciu sługach, którzy otrzymują po jednej minie czyli po sto drahm jako sumę pieniędzy do dysponowania budzi w nas mieszane uczucia. Bo czemuż to Jezus, a On to właśnie kryje się za obrazem człowieka ze znamienitego rodu, miałby sądzić tak surowo człowieka, który bał się puścić swoje pieniądze w obieg i w ten sposób zarabiać dla swego pana? Pieniądze, o których mówi dzisiejsza Ewangelia, są symbolem wszelkiego rodzaju darów, którymi Bóg wyposażył nas na drogę ziemskiego życia. Możemy je rozumieć jako talenty i zdolności. Możemy też spojrzeć na nasz majątek szerzej. Jest nim nie tyle to, do czego możemy dojść ćwicząc i rozwijając swoje zdolności, ale jest nim przede wszystkim nasza tożsamość dzieci Bożych. Jeśli rozwijamy ją w sobie pod okiem Dobrego Boga-Ojca, wtedy stajemy się dla siebie braćmi. Wtedy zmienia się jakość naszych relacji z brania i gromadzenia tylko dla siebie w dzielenie się z tymi, którzy potrzebują. Nasze relacje stają się braterskie na wzór relacji Jezusa do nas.

Możemy jednak powątpiewać, czy nas na to stać. Czyż nie takie właśnie wątpliwości przyświecały trzeciemu słudze z dzisiejszej Ewangelii? W jego wypowiedzi wyczuwa się nawet żal i złość na swego pana, który zdaje się dawać niewiele i wymagać bardzo dużo. Nie wierzy, że to, co otrzymał jest wystarczające by puścić to w obieg i zyskać więcej.

Biblia przekazuje nam dobrą nowinę o tym, że każdy z nas został wyposażony przez Boga w serce zdolne do miłości. Jezus przypomina o tym, gdy przywołuje przykazanie miłości jako pierwsze i najważniejsze. Mówi: „będziesz miłował". Wypowiada to nie tyle jako nakaz, co przede wszystkim jako obietnicę: tak utworzyłem twoje serce, że jest zdolne pokochać.

Lecz aby ta obietnica mogła się spełnić jest potrzebny czas pracy z tym, co zostało nam dane. Samo nic się nie zrobi. Dar jest jednocześnie zadaniem. Wymaga pracy, wysiłku i potu. Każde dobro ma swoją cenę, którą trzeba zapłacić, by mogło zostać zrealizowane. Czasem lękamy się tego trudu i znoju. Wolimy wtedy powiedzieć sobie: Bóg wymaga ode mnie zbyt wiele, przecież dał mi tylko jedną minę. Co mogę z tym uczynić? Stawiamy sobie takie pytania, w których zawiera się podejrzenie o dobrą wolę Boga. Zaczynamy w nią wątpić tylko dlatego, że przeczuwamy trud i wysiłek. Zły duch wspiera nasze wątpliwości mówiąc nam często: „Po co będziesz się wysilał, po co komu twoje starania, odpuść sobie, odpocznij. Nie ma co się denerwować i walczyć o jakieś tam dobro!". A na dodatek bardzo starannie przemilcza to, ile moglibyśmy mieć satysfakcji i radości serca z wierności dobru, z pracy, ze staranności, z przyłożenia się do naszych obowiązków. Przemilcza to, co najważniejsze: nic nie mówi o radości. Skupia nasze serce na przeciwnościach i na wykrzywionym obrazie Boga, który rzekomo cieszy się z nałożonych na nas obowiązków, którym mielibyśmy z ledwością podołać.

Usłyszałem kiedyś powiedzenie, którym chciałbym zakończyć dzisiejsze rozważanie: kto chce szuka sposobu. Kto nie chce szuka powodu. A Ty? Czy szukasz sposobu, by pomnażać dobro, czy powodu by zwolnić się z trudu jaki towarzyszy pomnażaniu każdego dobra?

+AMGD by Dariusz Michalski SJ. 2023
Wykonanie: Solmedia.pl

UWAGA! Serwis używa cookies.

Brak zmian ustawień przeglądarki oznacza zgodę.

Zrozumiałem