Faryzeusze wyszli i odbyli naradę przeciw Jezusowi, w jaki sposób Go zgładzić. Gdy się Jezus dowiedział o tym, oddalił się stamtąd. A wielu poszło za Nim i uzdrowił ich wszystkich. Lecz im surowo zabronił, żeby Go nie ujawniali. Tak miało się spełnić słowo proroka Izajasza: Oto mój Sługa, którego wybrałem; Umiłowany mój, w którym moje serce ma upodobanie. Położę ducha mojego na Nim, a On zapowie prawo narodom. Nie będzie się spierał ani krzyczał, i nikt nie usłyszy na ulicach Jego głosu. Trzciny zgniecionej nie złamie ani knota tlejącego nie dogasi, aż zwycięsko sąd przeprowadzi. W Jego imieniu narody nadzieję pokładać będą (Mt 12,14-21).
* * *
Czy zauważyłeś, że dzisiejsza Ewangelia jest skierowana do złamanych i zgaszonych? To Ewangelia dla ciebie i dla mnie, dla każdego z nas, kto przyznaje się do swojej słabości. Dopiero wtedy, gdy odkrywasz i zgadzasz się na swoją słabość i kruchość – dopiero wtedy Jezus może przyjść do ciebie i cię uleczyć. Dopóki jesteś faryzeuszem dopóty szkodzisz sobie tak samo, jak faryzeusze z dzisiejszej Ewangelii, którzy usiłowali zgładzić Jezusa. Faryzuesz jest w każdym z nas. Jest tak długo, jak długo chcesz być silny i samowystarczalny, mądry i przebiegły – tak długo ranisz swoje serce. Bo ono potrzebuje kogoś, od kogo mogłoby usłyszeć: „Jesteś umiłowany! Jesteś umiłowana! Należysz do mnie i Ja, Jezus przychodzę, aby ocalać, a nie niszczyć. Przychodzę pokochać cię takim, taką jaką jesteś – z twoją słabością!".