Gdy Jezus z uczniami szedł drogą, ktoś powiedział do Niego: "Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz". Jezus mu odpowiedział: "Lisy mają nory i ptaki podniebne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć". Do innego rzekł: "Pójdź za Mną". Ten zaś odpowiedział: "Panie, pozwól mi najpierw pójść pogrzebać mojego ojca". Odparł mu: "Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże". Jeszcze inny rzekł: "Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu". Jezus mu odpowiedział: "Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego" (Łk 9, 57-62).
* * *
A gdyby słowa dzisiejszej Ewangelii odnieść nie tak ogólnie do mojego chrześcijaństwa, ale np. tak szczególnie choćby do obszaru mojej modlitwy? Może Jezus dobrze ujął mój aktualny stan duchowy? Może zewnętrznie jestem zdeklarowanym chrześcijaninem, chodzę na niedzielne Msze, ale w moim sercu ważniejszym od Boga są tysiące różnych spraw i rzeczy? Różne przyjemności, a może czasem troski? Czym jest dla mnie modlitwa czyli wyjątkowy czas spotkania z Bogiem? Z Tym, który mnie stworzył, który mnie dziś dostrzega w wyjątkowy sposób pośród kilku miliardów ludzi na ziemi? Z Tym, którego serce i czułość są skierowane w moją stronę? Co Mu odpowiadam? Panie Jezu, dziś to mogę Ci co najwyżej pięć minut poświęcić, bo mam ważne sprawy na głowie. Albo może mówię: Dobrze pomodlę się, ale najpierw muszę zająć się tym lub tamtym. Czas mija, a ja odkładam modlitwę w nieskończoność... Oszukuję siebie i oszukuję Boga. Może czas zapłakać nad sobą, nad swoją biedą i ludzką nędzą. A potem podnieść się, wstać i wrócić do Ojca. Wyznaczyć w swoim dniu święty czas modlitwy, którego nie pozwolę oddać innym sprawom.
Panie Jezu Chryste, Synu Boga żywego zmiłuj się nade mną grzesznikiem!