Jezus i Jego uczniowie przemierzali Galileę, On jednak nie chciał, żeby ktoś o tym wiedział. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: "Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity, po trzech dniach zmartwychwstanie". Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać. Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był już w domu, zapytał ich: "O czym to rozprawialiście w drodze?" Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: "Jeśli ktoś chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich". Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: "Kto jedno z tych dzieci przyjmuje w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał" (Mk 9, 30-37).
* * *
Jeśli nasze życie rozmija się z prawdą, a tak dzieje się od czasu do czasu, to okazuje się, że relacja z Jezusem staje się dla nas trudna. Osoba Jezusa i Jego styl życia staje się wtedy jakimś wyrzutem sumienia dla nas. W pierwszym czytaniu widzimy reakcję "sprawiedliwych" na Mesjasza: skoro jest taki sprawiedliwy, jak mówi, to sprawdźmy czy jest to prawda, uderzmy na niego i zobaczymy, czy Bóg go obroni. Jest to nic innego jak "usprawiedliwiona" przemoc. Bo żadnej przemocy nie można usprawiedliwić. Przemoc nie należy do języka miłości i miłosierdzia.
Natomiast w Ewangelii widzimy podobną sytuację. Jezus dla uczniów jest trudny ze swoim przesłaniem: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity, po trzech dniach zmartwychwstanie. To niewygodna prawda o Jezusie. Apostołowie tak bardzo się jej boją, że nawet o nią nie pytają. Kolejnym gestem świadczącym o wycofaniu w relacji do Jezusa jest to, że nie dopuszczają Go do swoich rozmów. Czują, że On spojrzał by na nie z innego punktu widzenia. I podobnie jest z nami. Nauczanie Jezusa o znoszeniu swojego cierpienia i braniu codziennego krzyża, które zaprowadzi nas do zmartwychwstania często nam się niepodoba i budzi w nas sprzeciw. I co z tego, że będzie zmartwychwstanie skoro ja TERAZ muszę tak bardzo cierpieć?!
A jednak jest zasadnicza różnica pomiędzy ludźmi z Księgi Mądrości, którzy dopuszczają się przemocy i zabójstwa, a nami, którzy nie umiemy sobie poradzić z codziennymi trudnościami, bo próbujemy to robić po ludzku, bez Jezusa. W przeciwieństwie do bezbożnych z pierwszego czytania często buntujemy się przeciw naszym codziennym krzyżom, a jednak powracamy na drogę miłości Boga, bliźniego i nas samych. Czynimy to ilekroć ze skruszonym sercem przystępujemy do sakramentu pojednania, ilekroć tracimy czas na modlitwę, ilekroć wyciągamy dłoń by przebaczyć, a może nawet pojednać się z tym, który nas skrzywdził.
Jesteśmy jak uczniowie Jezusa: przeżywamy swoje kryzysy wiary, wątpimy czy Jezus może nam rzeczywiście pomóc. Zastanawiamy się nad tym, czy jeśli będziemy Go naśladować i przyjmiemy Jego styl życia, to czy w czymkolwiek nam to pomoże? Jesteśmy jak Jego uczniowie, którzy w chwilach kryzysu i zwątpienia mają ochotę Go porzucić, ale ostatecznie, gdy Jezus ich pyta: Czy i wy chcecie odejść? Wtedy odpowiadają: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego!
A Ty, co dziś chcesz powiedzieć Jezusowi patrząc na to wszystko, z czym sobie w życiu nie radzisz? Gdzie chcesz szukać pomocy i ratunku dla siebie?