woda-skala

Faryzeusze przystąpili do Jezusa, chcąc Go wystawić na próbę, i zadali Mu pytanie: Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu? On odpowiedział: Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę? I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela. Odparli Mu: Czemu więc Mojżesz polecił dać jej list rozwodowy i odprawić ją? Odpowiedział im: Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony, lecz od początku tak nie było. A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę - chyba w wypadku nierządu - a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo. Rzekli Mu uczniowie: Jeśli tak ma się sprawa człowieka z żoną, to nie warto się żenić. Lecz On im odpowiedział: Nie wszyscy to pojmują, lecz tylko ci, którym to jest dane. Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje! (Mt 19,3-12).

* * *

Św. Augustyn określił miłość w znanym powiedzeniu: „Miłość to wybór drogi miłości i wierność wyborowi".


W dzisiejszej Ewangelii widzimy Faryzeuszy, którzy próbują na własną rękę, szukając pewnych luk w przepisach religijnych, poradzić sobie z sytuacjami, które przecież dotykają każdego z nas. Próbują poradzić sobie z sytuacją dochowania wierności we wcześniej podjętych zobowiązaniach małżeńskich. Możemy rozszerzyć dzisiejszą Ewangelię na wszelkie nasze życiowe zobowiązania, które podejmowaliśmy, a w sposób szczególny na te, które św. Ignacy Loyola nazywa wyborami niezmiennymi. To znaczy takimi, które podejmuje się na całe życie. Należy do nich wybór drogi powołania: wybór drogi albo małżeńskiej, albo kapłańskiej lub/i zakonnej, albo życia konsekrowanego, albo życia w samotności.
Będąc ludźmi jesteśmy powołani do przekraczania siebie. Tak Bóg ukształtował nasze serce, abyśmy mogli poprzez podjęcie decyzji na całe życie uczynić z siebie dar dla drugiego człowieka. Warto może w tym miejscu zauważyć, że zawsze jest to dar dla wspólnoty Kościoła, nawet wtedy, gdy ktoś podejmuje decyzję o życiu w samotności. Bowiem każda z tych decyzji jest podejmowana we wspólnocie Kościoła i dla wspólnoty Kościoła.

Tak wielki dar z siebie wymaga wierności. Dzisiaj Faryzeusze pytają Jezusa: A co jeśli tej wierności zabraknie? Czy można wtedy unieważnić podjęte wcześniej decyzje? Jezus nie wskazuje na trzecią drogę, którą czasem próbujemy wykombinować łącząc wcześniej podjęte decyzje z czymś, czego na początku w ogóle nie braliśmy pod uwagę.
Nawet jeśli dzisiejsza odpowiedź udzielona przez Jezusa nie jest dla nas do końca jasna, to trzeba nam zatrzymać się i przyjąć tę odpowiedź, której Jezus udzielił własnym życiem. Głosząc Dobrą Nowinę o tym, że Bóg jest naszym Ojcem, a my jesteśmy Jego ukochanymi dziećmi nie cofnął się przed wypełnieniem tej misji do końca w obliczu śmierci, którą Mu grożono. Umiłował nas do końca. Dlaczego? Skąd miał siły, aby tę misję uratowania nas i obdarowania życiem wiecznym dowieść do końca? Odpowiedź jest prosta: bo sam czuł się umiłowanym Synem Ojca. W chwili chrztu w Jordanie słyszy od Ojca słowa zapewnienia: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie". Te same słowa słyszy na Górze Przemienienia. A gdy oddaje życie za ciebie i za mnie na krzyżu potwierdza swoją wiarę w Boga, który jest Ojcem Miłości: „Ojcze, w Twe ręce powierzam mego ducha!".

Ilekroć doświadczamy kryzysów czy upadków na drodze miłości, w naszych niezmiennych wyborach tylekroć trzeba nam się pytać o nasze doświadczenie i świadomość bycia umiłowanymi dziećmi Boga. Strategia działania złego ducha jest prosta i atakuje nasz czuły punkt: „Zobacz, jak możesz być umiłowany, skoro nie masz tego, skoro teraz cierpisz, skoro doświadczasz samotności i opuszczenia?!". Dokładnie to samo słyszał Jezus, gdy był kuszony na pustyni: Jeśli jesteś Synem Bożym(!) - to czemu teraz cierpisz głód?! Gdyby Twój Ojciec kochał Cię naprawdę, to nigdy by do czegoś takiego nie dopuścił!

Co mamy czynić? Ktoś powiedział, że gdy nie wiemy co mamy robić, to najlepszym rozwiązaniem jest dziękować. To niezwykle cenna rada. Bo gdy czujesz się kuszony i zwodzony przez złego, wtedy wbrew wszystkiemu dziękuj Bogu i przypominaj sobie liczne dobrodziejstwa, których doświadczyłeś w swoim życiu. Przypominaj sobie różne sytuacje, gdy byłeś pewien, że Bóg Cię kocha, gdy czułeś się ukochanym synem, ukochaną córką Boga. Nie wolno nam o tym nigdy zapominać!

Jest nam to potrzebne szczególnie dlatego, że w pewnym sensie jesteśmy istotami paradoksalnymi. Z jednej strony szukamy niezwykle intensywnie miłości. A kiedy, Bóg daje nam dowody swej miłości, wtedy... wbrew sobie po prostu je odrzucamy! Działamy w sposób dla siebie niezrozumiały: błagamy Boga o miłości, a gdy ją otrzymujemy, nie umiemy jej przyjąć. Sami nie umiemy i nie możemy przyjąć miłości Boga. Potrzebujemy do tego wstawiennictwa i działania Ducha Św. Kim On jest? Jest Nauczycielem, który cierpliwie pokazuje nam dzień po dniu w jaki sposób mamy zgadzać się na miłość Boga do siebie. Jak mamy przyjmować miłość Boga takimi jakimi jesteśmy – realnymi, nie idealnymi. Pokazuje nam w jaki sposób możemy pozwolić Bogu, być Bogiem w nas. Jest jak woda, która szuka w szczelinach skały drogi, aby dotrzeć w każde jej zagłębienie. Woda ma swoją mądrość i wcześniej czy później potrafi wypełnić wszelkie rozpadliny skały. A często nasze serca wyglądają jak skała.

Prośmy, abyśmy poprzez cierpliwe trwanie w ćwiczeniach duchowych pozwalali Duchowi Świętemu szukać i docierać do szczelin naszego serca i wypełniać je Bożą Miłością. Amen.

+AMGD by Dariusz Michalski SJ. 2023
Wykonanie: Solmedia.pl

UWAGA! Serwis używa cookies.

Brak zmian ustawień przeglądarki oznacza zgodę.

Zrozumiałem