Po co to całe upodlenie Jezusa? Po co rzeźń, której człowiek dopuścił się wobec niewinnego Jezusa? Jaki w tym sens?
Jezus został przybity do krzyża trzema gwoździami. To gwoździe, które sami wbijamy. Pierwszy z nich to gwóźdź odrzucania innych – obmowy, wykorzystania, okłamywania. To wszystko, czym ranimy drugiego człowieka. Za tą postawą wobec innych kryje się tak naprawdę nasz stosunek do nas samych. I to jest drugi gwóźdź, który wbijamy sobie samym – gwóźdź deprecjonowania swojej wartości, niewiary, że jesteśmy kochani, że mamy swoją godność szczególnie wtedy, gdy nie osiągamy w życiu sukcesów, gdy dopadają nas choroby i nieszczęścia. Albo przeciwnie gwóźdź pobłażania sobie, uciekania w przyjemności. Jedno i drugie prowadzi do przekreślania siebie. I trzeci gwóźdź skierowany bezpośrednio przeciwko samemu Bogu: Dlaczego Boże nic nie robisz, aby na świecie było mniej zła? Dlaczego dopuszczasz do tylu nieszczęść i wypadków? To gwóźdź podważania Bożego Planu Miłości, który wymaga naszej ludzkiej współpracy. A nam często po prostu się nie chce. Bo zwyczajnie łatwiej jest atakować Boga, bliźniego czy samego siebie.
Bóg w osobie Jezusa Chrystusa przybitego trzema gwoździami odpowiada miłością. Miłością rozumianą jako troska. Jezus nie troszczył się o siebie, zatroszczył się o nas kosztem swego życia.
Pewien człowiek bardzo prosił Boga, aby mógł kiedyś zobaczyć na własne oczy niebo i piekło. Bóg przychylił się do prośby. Zaprowadził go najpierw do wielkiego pomieszczenia, gdzie w środku na ogniu stał duży kocioł z wyborną strawą. Wokół niego siedzieli ludzie z długimi łyżkami i czerpali z kotła. Wyglądali jednak strasznie żałośnie: wychudzeni, bladzi i smutni. Atmosfera była grobowa i mroźna. Łyżki bowiem miały tak długie trzonki, że wspaniałego jedzenia nie sposób było donieść do ust. Gdy przybliżali łyżki do ust ostatnie krople zupy spadały z nich. Wszyscy byli głodni, choć siedzieli tak blisko kotła z zupą. To było piekło.
Potem zaprowadził człowieka do drugiego pomieszczenia, które wyglądało podobnie jak poprzednie: w środku stał kocioł z jedzeniem, wokół niego siedzieli ludzie z długimi łyżkami. Tylko że ci byli dobrze odżywieni, zdrowi, radośni i szczęśliwi. Żaden z nich nawet nie próbował karmić siebie samego. Każdy z nich był karmiony przez osobę z naprzeciwka i jednocześnie sam karmił ją własną łyżką. To miejsce było niebem.
Jezus umarł na krzyżu 2000 lat temu stając się pokarmem dla nas. Pokazał, że miłość to troska o drugiego człowieka. Wyjście poza krąg skupiania się na sobie. Ukazał to w swojej śmierci na krzyżu. Nie dbając o własne życie dał je całkowicie, za Ciebie i za mnie, abyśmy mogli żyć. Bóg powołał Cię, abyś na wzór Jego Syna przekroczył swój lęk o siebie i umiał zatroszczyć się o drugiego człowieka. To kosztuje a czasem boli, ale ofiarowane z miłości – jak życie Jezusa na krzyżu - zostaje zwrócone. Miłość jest nieśmiertelna. Jest wieczna. Powróci do nas w darze życia na wieczność. Pierwszym, w którym to się dokonało jest właśnie Jezus. Jeśli zamiast wbijania gwoździ wybierzesz drogę miłości rozumianej jako troska o innych być może po ludzku wiele stracisz. Ale Bóg z nawiązką zwróci Ci Twoje życie. Na wieczność. A każdy Twój dobry czyn nagrodzi już tu radością, której nie może dać satysfakcja płynąca z dbania tylko o siebie. Jezus wskazał nam drogę. Możemy Mu zaufać i pójść za nim. I prośmy, aby Bóg udzielił nam odwagi, abyśmy mogli tak właśnie żyć. Amen.
Opowiadanie: Kazimierz Wójtowicz, O długich łyżkach.