W dalszej ich podróży przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie. Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Przystąpiła więc do Niego i rzekła: Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła. A Pan jej odpowiedział: Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona (Łk 10,38-42).
* * *
Jednym z powszechnych komentarzy do dzisiejszej Ewangelii jest wskazywanie na harmonię jaką winniśmy wprowadzać pomiędzy życiem aktywnym (Marta), a kontemplacyjnym (Maria). Jest to prawda, ale wydaje się, że Jezus chce nam przekazać coś więcej. Chodzi o szczegół ukryty w ostatnim zdaniu. Jezus mówi o Marii, że „obrała najlepszą cząstkę". Co to znaczy? Nie mniej ni więcej to, że Maria zdecydowała się, wybrała świadomie słuchać Jezusa. Natomiast nic podobnego nie pada na temat aktywności Marty.
Chyba każdy z nas może się odnaleźć w tej scenie. Nie raz przyłapujemy się na tym, że robimy wiele, czasem nawet bardzo wiele dla innych. Ale często robimy to niejako z automatu. Nie jest to wybór świadomy, ale wynikający z naszych przymusów, nakazów, rozpędu, nawyków itd. Po czym możemy to poznać? Choćby po niezadowoleniu, które słychać wyraźnie w głosie Marty, która próbuje manipulować Jezusem. Używa Go do tego, aby stało się tak, jak ona tego pragnie. Marcie brakuje czegoś bardzo ważnego: świadomego wyboru tego, co robi. Maria obrała najlepszą cząstkę nie tylko dlatego, że słucha Jezusa, ale także dlatego, że podjęła decyzję i jest jej wierna.
Trudno wyobrazić sobie życie polegające jedynie na nieustannym siedzeniu u stóp Jezusa i słuchaniu Go przez cały dzień. Mało kto by wytrzymał! Wcześniej czy później przychodzi czas pracy, codziennych obowiązków i zajęć. To on jest sprawdzianem naszej duchowości. Jeśli chcemy przekonać się o tym, czy dobrze odprawiamy rekolekcje możemy to poznać po owocach: w jaki sposób podejmujemy nasze codzienne obowiązki, jak odnosimy się do naszych bliskich a także do... samych siebie.
Maria decydując się na świadomie zatrzymanie się pośród swego życia (co dziś nazywamy rekolekcjami) pokazuje jak ważny jest czas spotkania w samotności z Bogiem i z samym sobą. Przez większą część roku jesteśmy dostępni dla innych, służymy innym, ale jeśli chcemy się spalać a nie wypalać potrzebujemy spotkania z samymi sobą, zatrzymania, wystopowania.
W życiu duchowym często znajdujemy czas na rozmowę z Bogiem, czasem z innymi wierzącymi. Ale często brakuje nam czasu na spotkanie się z samymi sobą.
Duchowość rozpoczyna się właśnie od spotkania z sobą. Do tego jest potrzebna przestrzeń ciszy, milczenia i samotności. Pierwszym krokiem okazuje się po prostu wyłączenie telefonu komórkowego. Mówi o tym Bernard z Clairvaux:
Jeżeli całe twoje życie i przeżywanie koncentruje się na działaniu, a ty nie stwarzasz sobie przestrzeni potrzebnej do chwili namysłu, czyż mam cię chwalić? Tego w tobie nie pochwalę. Sądzę, że nie pochwali ciebie nikt, kto zna te słowa Salomona: „Kto mało ma działalności zewnętrznej, może stać się mądry" (Syr 38, 24).
Gdy pragniesz istnieć tylko dla innych, idąc za przykładem tego, który stał się wszystkim dla wszystkich (1 Kor 9, 22), chwalę twoje człowieczeństwo – lecz jedynie wtedy, gdy jest pełne i prawdziwe. Jednak w jaki sposób możesz być człowiekiem w pełni i prawdziwie, gdy sam siebie straciłeś... Cóż bowiem za korzyść odniósłbyś, gdybyś – jak mówi Pan (Mt 16, 26) – wszystkich pozyskał, lecz jako jedynego sam siebie utracił? Skoro wszyscy ludzie mają do ciebie prawo, zatem i ty bądź człowiekiem, który ma prawo do siebie samego. Dlaczego jedynie ty sam miałbyś nic z siebie nie mieć? Jak długo będziesz tchnieniem, które odchodzi a nie wraca (Ps 78, 39). Jak długo jeszcze będziesz poświęcał swoją uwagę wszystkim innym, tylko nie sobie samemu?
Czy jesteś sam sobie obcy? Czyż nie jesteś obcy każdemu, skoro jesteś obcy samemu sobie? Tak – kto źle traktuje siebie, jak może być dobry? Zatem pomyśl o tym: ciesz się samym sobą. Nie mówię: czyń tak zawsze. Nie mówię: czyń tak często. Lecz powiadam: czyń tak wciąż na nowo. Bądź jak dla wszystkich innych – także dla siebie samego, lub w każdym razie bądź dla siebie, po innych.
Kiedy jesteśmy na rekolekcjach okazuje się, że możemy tu być z automatu. Poznajemy to po tym, że dalej chodzimy szybko. Biegamy w myślach, szukamy wciąż nowych i intensywnych doznań. Nie umiemy się zgodzić na siebie, na to, co przynosi każdy dzień. Uciekamy przed codziennością i zwyczajnością w nadzwyczajne przeżycia religijne. Nic bardziej błędnego!
Potrzeba nam zgody na siebie, na Boga, na drugiego człowieka. Nie szukajmy nadzwyczajności. Zatrzymajmy się tak, jak Maria. W swoim własnym domu – w swoim sercu. Siądźmy u stóp Jezusa. I nie dajmy się wybić z tej postawy naszemu super ego, które będzie do nas krzyczeć: wstawaj, zrób coś, przecież nie możesz tak po prostu siedzieć!
Uczmy się od Marii i Jezusa bycia dobrymi dla siebie. Amen.
--
Cytat pochodzi z książki: Ciesz się sobą. O sztuce bycia dobrym dla siebie, Wunibald Muller, Wydawnictwo WAM, Kraków 1997, s. 9-10.