marsz

Tego samego dnia dwaj z nich byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali. On zaś ich zapytał: Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze? Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imieniem Kleofas, odpowiedział Mu: Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało. Zapytał ich: Cóż takiego? Odpowiedzieli Mu: To, co się stało z Jezusem Nazarejczykiem, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela. Tak, a po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało. Nadto jeszcze niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli. Na to On rzekł do nich: O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały? I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego. Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił. Wszedł więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał? W tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy. Tam zastali zebranych Jedenastu i innych z nimi, którzy im oznajmili: Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi. Oni również opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak Go poznali przy łamaniu chleba (Łk 24,13-35).

 

Powszechne myślenie jest następujące: konsekwentne realizowanie wartości, dążenie do miłości, wierności, pokoju czy sprawiedliwości jest bardzo trudne a wręcz niemożliwe. Zazwyczaj ci, którzy próbują to uczynić kończą źle. Tak właśnie stało się z Panem Jezusem, który umiera na krzyżu tylko dlatego, że do końca wiernie głosi, że Bóg jest naszym dobrym Ojcem, On sam naszym bratem, że Bóg troszczy się o nas, że jest dobrocią, pokojem serca, a On - Jezus jest drogą do Ojca.

Profesor i przewoźnik (Bruno Ferrero)

Pewnego dnia jeden z najsławniejszych profesorów uniwersytetu, kandydat do nagrody Nobla, dotarł nad brzeg jeziora. Poprosił przewoźnika, by go wziął do swej łodzi na przejażdżkę po jeziorze. Dobry człowiek zgodził się. Gdy byli już daleko od brzegu, profesor zaczął go wypytywać. Znasz historię? Nie! A więc jedna czwarta twego życia stracona. Znasz astronomię? Nie. A więc dwie czwarte twego życia poszły na marne. Znasz filozofię? Nie. A więc trzy czwarte twego życia są stracone. Nagle niespodziewanie zaczęła szaleć okropna burza. Łódka na środku jeziora kołysała się jak mała łupinka orzecha. Przewoźnik przekrzykując ryk wiatru zapytał profesora: Umie pan pływać? Nie - odpowiedział profesor. A zatem całe pana życie jest stracone...

Jest wiele dróg, zazwyczaj bardzo pięknych i pociągających, które prowadzą do śmierci. Jedna jedyna droga jest drogą życia. To droga Boża. Nie trać nigdy z oczu tego, co jest rzeczywiście najważniejsze.


* * *

Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego! Każda dolina niech będzie wypełniona, każda góra i pagórek zrównane, drogi kręte niech się staną prostymi, a wyboiste drogami gładkimi! I wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boże.

Bóg szanuje moją wolność, moje wybory. Nie jest w pewnym sensie wcale wszechmogący. Nie może samemu wyprostować moich ścieżek, wyrównać wyboistości na mojej drodze do Niego. To zadanie pozostawił mnie – moim decyzjom i wyborom. Ale może mi dawać znaki i rzeczywiście tak czyni, z których mogę wywnioskować, że coś ważnego mam do uczynienia w swoim życiu: że mogę i mam się otworzyć na miłość, bo bez niej wszystko inne traci smak.

Co dla mnie tu i teraz, dla mnie konkretnego mężczyzny, konkretnej kobiety, który, która tutaj jest na tej Eucharystii na 18 dni przed Bożym Narodzeniem znaczy ta Ewangelia, którą przed chwilą usłyszałem, usłyszałam?

Może tak jak ten stary profesor nauczyłem się wielu ważnych rzeczy w swoim życiu ale zapomniałem o swoich bliskich? A może nadal żywię uraz do kogoś kto mnie skrzywdził w życiu? A może jestem obojętny i daleki wobec najbliższych z którymi mieszkam? Nawet troszczę się o ich materialne potrzeby, pracuję, ale już dawno nie rozmawiałem z nimi szczerze: ze swoją żoną, mężem, dziećmi, ze swoim bratem, siostrą? Może jestem w domu fizycznie, ale emocjonalnie odszedłem, zdradziłem najbliższych, porzuciłem ich na rzecz mojej kariery, podejrzanej przyjaźni, przyjemności, towarzystwa, które odciąga mnie od dobra, na rzecz jakiejś rzeczy – komputera, samochodu, biznesu, alkoholu.

Czy masz odwagę, żeby dziś zadać sobie pytanie jaką drogą idziesz przez życie? Jaką drogę wybrałeś i nią idziesz? Czy tę krętą, pokręconą, niejasną, zagmatwaną, na której może już sam siebie oszukałeś i pogubiłeś się, ale brak Ci odwagi, żeby się do tego przyznać przed samym sobą? Jeśli tak, to nawróć się – bo dziś jest na to czas.

A może wybrałeś drogę prostą, jasną, opartą na przykazaniach i wartościach, choć czasem męczącą z powodu walki o wierność w pozostaniu na niej. Jeśli tak, to dziś podziękuj Panu, że możesz nią kroczyć i odczuwać radość w zmęczeniu i pokój sumienia pośród utrudzenia.

Po prostu zobacz jaką drogą idziesz i jaką drogą chcesz iść dalej.

Popytaj ludzi, dlaczego Chrystus przyszedł na świat, a otrzymasz wiele odpowiedzi, lecz rzadko tę prawdziwą. "Przyszedł, aby zaprowadzić pokój na świecie". "Przyszedł, aby nauczyć nas kochać". "Przyszedł, aby umrzeć, byśmy my mogli pójść do nieba". "Przyszedł zaprowadzić sprawiedliwość ekonomiczną". I tak dalej, i tak dalej. Przeważnie wszystko to częściowo jest prawdą. Lecz czy nie lepiej pozwolić, aby Chrystus sam się wypowiedział? ezus wychodzi na scenę. Odwołuje się do czterystuletniego proroctwa, aby nam powiedzieć, po co przyszedł. Cytuje Izajasza:

Duch Pana Boga nade mną,
bo Pan mnie namaścił.
Posłał mnie, abym głosił dobrą nowinę ubogim,
bym opatrywał rany serc złamanych,
żebym zapowiadał wyzwolenie jeńcom
i więźniom swobodę. (Iz 61,1)

Znaczenie tego cytatu przesłoniły lata pobożnej mowy i ceremonialnego owijania w bawełnę. O czym On mówi? To ma coś wspólnego z dobrą nowiną, z uzdrawianiem serc, z wyzwalaniem!
Przecież Chrystus mógł wybrać którykolwiek z tysięcy wersów, aby go zacytować do wyjaśnienia celu swojego życia. Jednak tego nie zrobił. Wybrał ze wszystkich właśnie ten fragment. To jest serce Jego misji. Pod tym sztandarem wszystko, co mówi i czyni, znajduje swoje miejsce. "Jestem tu po to, by zwrócić ci serce i cię wyzwolić". Dlatego właśnie chwałą Boga jest człowiek w pełni żywy. Jezus mówi, że właśnie po to przyszedł (John Eldredge, Pełnia Serca).
Przeczytaj jeszcze raz uważnie ten tekst. Zobacz, że Jezus przyszedł DO CIEBIE! DZIŚ chce opatrzyć ranę Twego złamanego serca! Lekarstwem jest RADOŚĆ.

Spotykam wielu poprawnych chrześcijan. Na moje pytanie: "Jak się masz?" zazwyczaj pada smętna odpowiedź: "Dobrze, nieźle". Tyle, że na twarzy maluje się smutek, czasem apatia, czasem zupełny brak emocji. Co się z nami stało? Gdzie jest radość, o której pisze Izajasz:

Ogromnie weselę się w Panu,
dusza moja raduje się w Bogu moim. (Iz 61, 10)

Zapytaj się szczerze: kiedy śmiałeś się ostatni raz? Kiedy odczuwałeś radość całym sobą? Może przytłoczyła Cię źle pojęta religijność albo duchowość? Może jesteś smutny bo przecież przykazania zakazują Ci wszelkiej przyjemności i dałeś się zwieść, że trzeba być człowiekiem umartwionym i smutnym, by twój Bóg mógł się cieszyć? Może uznałeś, że nie jesteś niczego wart - czyli, że Bóg się pomylił, gdy Cię stworzył. Stworzył kogoś wybrakowanego, rupiecia. Niby tak nie myślisz, a jednak chodzisz wciąż smutny bo przecież widzisz, że wokół tylu innych uzdolnionych, pięknych, wspaniałych ludzi, tylko Ty do niczego. Jeśli tak myślisz, to wsłuchaj się w pytania św. Pawła: Czyż wszyscy są apostołami? Czy wszyscy prorokują? Czy wszyscy są nauczycielami? Czy wszyscy mają dar czynienia cudów? Czy wszyscy posiadają łaskę uzdrawiania? Czy wszyscy przemawiają językami? Czy wszyscy potrafią je tłumaczyć?
Bóg nie dał Ci wszystkiego - dla Twego dobra! Dał Ci tyle ile trzeba. Dał Ci siebie w darze. Czy już przyjąłeś siebie jako dar? Dał Ci dary, talenty które inni podziwiają i cenią, a których być może Ty sam nie dostrzegasz. Trawa u sąsiada zawsze wygląda na bardziej zieloną niż w Twoim ogródku.
Zacznij dziękować i nie bądź smutny, bo smutek otwiera przystęp złemu duchowi do Twego serca. Czyni Cię podatnym na podszepty złego.

Porozmawiaj o swoim smutku i radości z Panem. Może o Twojej zazdrości. Może te słowa pomogą Ci wejść w szczery dialog z Bogiem:

... dałem cię tobie w podarunku takim, jaki jesteś, ze wszystkimi obietnicami i zagrożeniami twojego życia... z tym, czego możesz dokonać i do czego stałeś się niezdolny, z twoimi ograniczeniami, z twoim zmęczeniem, z twoimi załamaniami. Ale i z tym, o czym nieustannie marzysz... z tymi możliwościami, które w sobie czujesz, z tymi granicami, które się wokół ciebie zacieśniają. Wszystko to jest dla ciebie łaską, twoim podarowanym ci z mojej wiecznej miłości udziałem w akcie stwórczym; oznajmiłem ci swoją wolę przez ciebie samego, poprzez nadanie kształtu twojej egzystencji, poprzez to, że w tej chwili jesteś, poprzez twoje zmieniające się stany świadomości: radość i cierpienie, twoje sukcesy; niepowodzenia, zdrowie i chorobę, małe radości twojego dnia codziennego i twój martwy, wszystko odbarwiający przesyt. Żadne wydarzenie w twoim życiu nie jest obojętne czy neutralne. Twoja egzystencja taka, jaka jest, godna jest uwielbienia, ponieważ jest moją łaską, ponieważ jest skupieniem w tobie mojej przyjaźni. Zawierz własnemu życiu; przez przyjęcie swojego życia podaruj siebie - mnie (anonimowy tekst, który ktoś przyniósł mi w formie ksero)

(1 J 2,3-11)
Po tym zaś poznajemy, że znamy Jezusa, jeżeli zachowujemy Jego przykazania. Kto mówi: Znam Go, a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy. Kto zaś zachowuje Jego naukę, w tym naprawdę miłość Boża jest doskonała. Po tym właśnie poznajemy, że jesteśmy w Nim. Kto twierdzi, że w Nim trwa, powinien również sam postępować tak, jak On postępował. Umiłowani, nie piszę do was o nowym przykazaniu, ale o przykazaniu istniejącym od dawna, które mieliście od samego początku; tym dawnym przykazaniem jest nauka, którąście słyszeli. A jednak piszę wam o nowym przykazaniu, które prawdziwe jest w Nim i w was, ponieważ ciemności ustępują, a świeci już prawdziwa światłość. Kto twierdzi, że żyje w światłości, a nienawidzi brata swego, dotąd jeszcze jest w ciemności. Kto miłuje swego brata, ten trwa w światłości i nie może się potknąć. Kto zaś swojego brata nienawidzi, żyje w ciemności i działa w ciemności, i nie wie, dokąd dąży, ponieważ ciemności dotknęły ślepotą jego oczy.


* * *



Kazanie na zakończenie skupienia z Henri Nouwenem – 29.12.2006

Po tym zaś poznajemy, że znamy Jezusa, jeżeli zachowujemy Jego przykazania. Kto mówi: Znam Go, a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy. Kto zaś zachowuje Jego naukę, w tym naprawdę miłość Boża jest doskonała.

Co znaczy zachować naukę Jezusa? Zachować naukę Jezusa to znaczy trwać w miłości: wytrwajcie w miłości mojej. Przyjmij miłość Boga do siebie takim jakim jesteś. Uwierz, że Bóg może Cię kochać i faktycznie Cię kocha takim jakim jesteś – ta wiara jest jedynym rodzajem wiary, która jest w stanie Cię przemienić. Ta wiara otworzyła drogę do nieba Dobremu Łotrowi – pierwszemu świętemu w dziejach Kościoła! Wybacz Bogu, że stworzył Cię takim niedoskonałym i podziękuj Mu za dar wolności!

Zostaw na boku chęć bycia nieskazitelnym, zrezygnuj z bycia doskonałym, niezawodnym, bezgrzesznym. Otwórz się na miłość Boga i pozwól jej działać w sobie! Jeśli ją przyjmiesz to ona Cię poprowadzi i nauczy zachowywać przykazania w duchu miłości, a nie w duchu rygoryzmu, poprawności czy też doskonałości.

Kto twierdzi, że w Nim trwa, powinien również sam postępować tak, jak On postępował.
Postępować jak Jezus. Dbaj o swoją relację z Ojcem. Ucz się od Jezusa jak ją zachowywać. A więc na pierwszym miejscu praktykuj modlitwę. Postaw ją na pierwszym miejscu i zdetronizuj swoje dotychczasowe wartości, które zajmowały pierwsze miejsce w Twoim życiu i daj to miejsce modlitwie:

Jedynym rozwiązaniem będzie tu plan modlitw, którego nigdy nie zmienisz bez zasięgnięcia rady twojego duchowego kierownika. Ustal rozsądną porę, a gdy to zrobisz, trzymaj się jej za wszelką cenę. Uczyń z modlitwy swoje najważniejsze zadanie. Niech każdy wokół ciebie wie, że jest to jedyna rzecz, której nigdy nie zmienisz, i módl się zawsze o tej samej porze. Ustal dokładne godziny i trzymaj się ich. Wyjdź od znajomych, kiedy zbliża się ta pora. Po prostu niech wtedy będzie dla ciebie niemożliwa jakakolwiek praca, nawet gdyby wydawała ci się pilna, ważna i decydująca. Kiedy będziesz wierny temu postanowieniu, powoli się przekonasz, że nie ma sensu myśleć o wielu problemach, ponieważ i tak nie można ich rozstrzygnąć w tym czasie. I wtedy powiesz sobie w czasie tych wolnych godzin: Ponieważ nie mam teraz nic do roboty, mogę się modlić. I tak modlitwa stanie się równie ważna jak jedzenie i spanie; wolny czas, przeznaczony na to stanie się czasem uwalniającym, do którego przywiążesz się w dobrym sensie tego słowa (H. Nouwen).

Jesteś zaproszony przez Boga, abyś był mistykiem, a więc człowiekiem nieustannie otwartym na relację z Bogiem – zawsze i wszędzie. Ojcowie Kościoła mówili: albo ktoś się modli zawsze, albo nigdy się nie modli. Przypominamy sobie wezwanie Jezusa do nieustannej modlitwy: nie chodzi w nim o ciągłe wypowiadanie słów, ale chodzi o postawę, o relację do Boga. Bo modlitwa jest postawą otwarcia się na relację z Bogiem i wejścia w nią. Jeśli regularnie, w przedłużony sposób będziesz się modlił codziennie to zobaczysz jak zacznie się zmieniać Twoje nastawienie do Boga, do siebie, do innych. Odkryjesz, że Bóg sam walczy o Ciebie i za Ciebie. To jest moje osobiste doświadczenie. Moje życie się zmieniło i nadal się zmienia.
Wiedz, że bez modlitwy nic się nie zmieni w Twoim życiu! Chrześcijanin trzeciego tysiąclecia albo będzie mistykiem, albo go wogóle nie będzie (K. Rahner SJ).

Narzekamy na Kościół na księży. Ale przecież ten Kościół jest taki, jacy my jesteśmy. Księża są tacy, jacy są wierni. Chrystus potrzebuje dziś mężczyzn i kobiet, którzy całymi sobą będą odczuwać miłość Boga i będą dawać świadectwo o niej:
Nie wystarczy, jeśli w przyszłości kapłani i osoby niosące posługę będą szanować moralność, prezentować wysoki poziom wyszkolenia i przejawiać chęć niesienia pomocy innym; nie wystarczy, jeśli ludzie ci będą potrafili twórczo odpowiadać na palące problemy swojego czasu. Wszystko to jest bardzo cenne i ważne, ale nie to jest sercem chrześcijańskiego przywództwa. Najważniejsze pytanie dotyczy tego, czy przyszli przywódcy prawdziwie będą ludźmi Bożymi, czy będzie ich przenikało żarliwe pragnienie przebywania w Bożej obecności, wsłuchiwania się w Boży głos, wpatrywania się w Boże piękno, dotknięcia wcielonego Słowa Bożego, zasmakowania w pełni nieskończonej Bożej dobroci (H. Nouwen)

Kto miłuje swego brata, ten trwa w światłości nie może się potknąć.
Niektórzy mówią: kto się modli naprawdę nie jest zdolny grzeszyć. Sprawdzianem modlitwy jest miłość bliźniego. Kochaj bliźniego swego jak siebie samego. Prawdziwa modlitwa prowadzi do miłości, która wyraża się w czynach, prowadzi do przemiany życia, do dawania siebie innym w radości i pokoju, a nie w przymusie i obowiązku. Doświadczył tego H. Nouwen decydując się ostatecznie na zmianę swego życia. Mogło się to dokonać dlatego, że był szczery przed sobą i przed Bogiem. Że umiał postawić sobie trudne pytania i dać na nie rzetelną, autentyczną odpowiedź:

Gdy skończyłem pięćdziesiąt lat i zacząłem zdawać sobie sprawę z nieprawdopodobieństwa faktu, że podwoję ten wiek, stanąłem wobec prostego pytania: „Czy to, że stałem się starszy, zbliżyło mnie do Jezusa?”. Po dwudziestu pięciu latach kapłaństwa dostrzegłem, że źle się modlę, że jestem w pewnym sensie odizolowany od innych ludzi i że zajmuję się przede wszystkim różnymi pilnymi sprawami. Wszyscy mówili, że idzie mi bardzo dobrze, ale coś wewnątrz mnie samego podpowiadało, że mój sukces stał się niebezpieczny dla mojej własnej duszy. Zacząłem zadawać sobie pytanie, czy brak modlitwy kontemplacyjnej, osamotnienie i podlegające ciągłym zmianom zaangażowanie w to, co wydaje mi się w danej chwili najbardziej pilne, nie są oznakami stopniowego tłumienia w sobie Ducha.

Pośród tego wszystkiego nie przestawałem się jednak modlić: „Panie, pokaż mi, gdzie pragniesz, abym poszedł, a pójdę za Tobą; proszę Cię tylko, powiedz mi to wyraźnie i jednoznacznie”. Cóż, Bóg odpowiedział na moją prośbę. Przez osobę Jeana Vaniera, założyciela „Arki”, wspólnot dla ludzi niepełnosprawnych umysłowo, Bóg powiedział do mnie: „Idź i zamieszkaj pośród ubogich w duchu, a oni cię uleczą”.

Co Bóg powiedział do ciebie w czasie tego skupienia? O co cię prosi? Czy umiałeś to usłyszeć i przyjąć? Czy umiesz powiedzieć w sercu: wiem, że Twoje słowo, choć może czasem trudne jest słowem życia i pokoju, chcę je przyjąć, choć do końca go nie pojmuję. Panie ufam Tobie!

(Łk 1,39-45)
W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana.
* * *

Sprzątanie – pragnienie porządkowania swego życia, tego co najbliżej nas zewnętrznie: nasz pokój, mieszkanie, podwórko, najbliższe otoczenie. Może coś się zakurzyło, zagubiło, trzeba rzeczom przywrócić ich właściwe miejsce. Jest w nas wpisana jakaś potrzeba porządku, uporządkowania, harmonii i najwyraźniej święta Bożego Narodzenia są taką okazją ku temu. Biada temu, kto lekceważy taki szczególny czas porządków. Ale przecież nie chodzi wyłącznie o porządki zewnętrzne. Wierzymy, że nie jesteśmy tylko ciałem. Jesteśmy także istotami duchowymi i nasze dusze także domagają się od nas porządku, przywrócenia pewnych zasad, które gdzieś nam się mogły pogubić. Dlatego rekolekcje, dlatego sakrament pojednania, dlatego większa doza regularnej modlitwy, dlatego refleksja nad Pismem św. Biada temu, kto lekceważy taki szczególny czas porządków w wymiarze swego życia duchowego.


Trzeba więc stawiać sobie u progu Wigilii pytania, które mogą być trudne, ale które potrzebują wypowiedzenia, nazwania rzeczy po imieniu, tylko wtedy nasze życie może się zmieniać. Przecież ostatecznie oczekujemy na tego, który jest Drogą, Prawdą i Życiem.


Dzisiejsza Ewangelia, która opowiada o wizycie jaką składa Maryja swojej kuzynce Elżbiecie oraz słowa pozdrowienia, które wypływają z ust Maryi, słowa powitania stawiają pytanie skąd płyną nasze słowa i jakie to są słowa. Maryja wypowiada je z serca, a pod sercem nosi już Jezusa.

Maryja jest mieszkaniem Boga – Jezus żyje w niej i się rozwija, rośnie. Maryja jest niejako tabernakulum Boga. Ten, kto naprawdę jest mieszkaniem Boga, mówi uniwersalnym językiem miłości, przekazuje słowa, które Pan umieścił w jego wnętrzu. To powołanie nie ma być wyłącznie powołaniem Maryi. Jeśli Święta Bożego Narodzenia traktujemy serio, to nie sposób zaprzeczyć, że na wzór Maryi mamy wypowiadać słowa niosące pokój i miłość drugiemu człowiekowi. Może warto zapytać się jakim językiem ja się posługuję? Jakie są owoce moich słów? To, co mówię jaki przynosi efekt słuchaczom i mnie samemu? Czy to, co mówię jest uniwersalnym językiem miłości?

Słowa Maryi są pozdrowieniem: sprawiają, że Elżbieta czuje, że porusza się w niej dzieciątko, to znaczy, że czuje w sobie nowe życie. Słowa Boga są słowami życia, a Bóg zaprasza mnie i ciebie, każdego z nas byśmy posługiwali się słowami niosącymi życie, otuchę, radość i pokój.


Popatrz na swoje życie, czy to co mówisz do innych porusza ich ku Bogu, daje im poczuć, że w nich także rodzi się nowe życie; Czy mogą poczuć dzięki Twoim słowom, że Bóg w nich mieszka? Czy są to słowa niosące wiarę w godność ludzką, w miłość, w to, że są możliwe uczciwe i pełne szacunku ludzkie relacje?

Pytanie to jest niezwykle ważne, bo przecież oczekujemy na słowo, które ma się stać ciałem. Nie gdzieś tam w jakimś uroczystym miejscu np. w szopce na placu św. Piotra w Rzymie najlepiej w czasie pasterki odprawianej przez Ojca Świętego. Nie, to słowo, na które czekamy ma stać się ciałem w Tobie, w Twoim życiu, w Twojej rzeczywistości: w Twojej rodzinie, wspólnocie, pośród Twoich znajomych, w Twoim środowisku pracy. Masz być tabernakulum Boga – masz nieść słowo pociechy i otuchy, najpierw przyjmując Jezusa w sobie jako największy dar Boga dla siebie, by móc dzielić się nim z innymi.

Jezus zawsze przychodzi na świat przez człowieka,
Kiedy spotykamy się z Bogiem,
to po to, aby wprowadzić Jezusa w swoje życie
i ... podać Go ludziom ... (ks.J.Twardowski)

Te Boże Narodzenie 2006 – czym jest dla Ciebie? Czy widzisz, czy pojmujesz, że Bóg przez Ciebie chce przyjść na świat do Ciebie i do innych? Do kogoś, kto może być dla Ciebie całkowitym zaskoczeniem. Spotkać Boga, to znaczy wprowadzić Jezusa w swoje życie. Czy chcesz tego? Czy chcesz Go wprowadzić w twoje powołanie małżeńskie, zakonne, samotne, w swoje relacje z najbliższymi, w twój sposób odnoszenia sie i zwracania do innych? W twoj sposób reagowania na innych, na siebie? Czym jest to Boże Narodzenie i czym może się stać dla Ciebie? Może początkiem nowego rozdziału w Twoim życiu?

Życzę Ci, aby słowo Boga narodziło się w Tobie w czasie wigilijnej wieczerzy. Abyś poczuł je całym sobą w sobie i by nie zbrakło Ci odwagi nieść je wszystkim, którzy na nie czekają.

+AMGD by Dariusz Michalski SJ. 2023
Wykonanie: Solmedia.pl

UWAGA! Serwis używa cookies.

Brak zmian ustawień przeglądarki oznacza zgodę.

Zrozumiałem