Jakże często w zagonieniu, bez większej refleksji, jak gdyby wierząc, że samo wypowiedzenie słów zapewni jakiś cudowny efekt. Jakże często w takiej właśnie postawie odmawiamy litanie i inne modlitwy. A przecież każda modlitwa jest rozmową z Bogiem. Jak byśmy sami poczuli się, gdyby w czasie spotkania z nami jakaś osoba zaczęła bez zwracania uwagi na nas wymawiać wyuczone formułki? Owszem, czasem zdarzy się, że albo ten ktoś, albo my sami, kiedy nie wiemy co powiedzieć odwołujemy się do sprawdzonych, gotowych powiedzeń. To już pół biedy. Ale jednak często zamieniamy rozmowę i spotkanie w magiczny rytuał. A Bóg chce, żebyśmy nie traktowali go magicznie. Nie chce także, abyśmy traktowali Go wyłącznie z szacunkiem, ale przede wszystkim ze szczerością. Niech to nasze pochylenie nad nabożeństwem majowym pomoże nam, aby ta stara modlitwa Kościoła ożywiła nasze serca w miłości do Boga i do naszej Matki. Matki danej nam przez samego Chrystusa.

Po pierwsze zwróćmy uwagę na słowo „litania”. Co ono oznacza? Słowo „litania” pochodzi od greckiego słowa „lite” albo łacińskiego „litania” i znaczy: prośba, błaganie. Kościół zaprasza nas do postawy prośby, do postawy pokory. Prosić może tylko ten, kto siebie uznaje za kogoś niższego od Stwórcy, od Boga. Prosić może tylko ten, kto umie uklęknąć. Prosić nie umie zły duch. Warto wspomnieć, że w sztuce szatan często był przedstawiany jako dziwaczny karzełek bez kolan. Chciano pokazać, że szatan nie umie jednego: nie umie uklęknąć.
Podobnie jest z człowiekiem, który poddaje się wpływowi złego ducha: nie umie prosić Boga szczerze i zgodnie z wolą swego Stwórcy. Taki człowiek jest dotknięty najgorszą chorobą: pychą. Prosić może tylko ten, kto odczuwa brak, ten największy i najboleśniejszy brak: brak miłości. Nasza wspólna modlitwa litanijna jest świadectwem tego, że jesteśmy grzesznikami, którzy uznają swoje zaniedbania i grzechy na drodze miłości. Nie chcą być lepsi od tych jakimi są w sensie udawania, zakładania masek. Modlitwa litanią do Matki Bożej jest modlitwą ludzi biednych duchowo, poranionych duchowo, skarłowaciałych w sercu, ale także ludzi pragnących kochać i mających świadomość, że sami, o własnych siłach kochać nie mogą i nie potrafią. Jest to modlitwa ludzi, przyznających się do tego, że często w miłości upadają, że często podążają za tym i to wybierają, co jest tylko namiastką lub podróbką miłości. Przypominają się w tym miejscu słowa Jezusa: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników” (Łk 5, 31-32).

Być może dotykamy tu jednej z najważniejszych tajemnic wiary, a mianowicie tajemnicy pokory. Tajemnicy uznania swej grzeszności, małości. Uznania niewystarczalności własnych sił, mądrości i wiedzy do tego, aby się zbawić. Imię Jezus znaczy dosłownie: „Bóg zbawia”. Człowiek sam nie może tego dokonać. A więc paradoksalnie pierwszym krokiem ku osiągnięciu zbawienia będzie pokorne uznanie: „Boże, nie mogę się bez Ciebie zbawić! Boże, bez Ciebie nie mogę mieć życia w pełni! Jestem za mały, za słaby!” Przypomina się w tym miejscu modlitwa rosyjskiego anonimowego mnicha, który przemierzał bezdroża Rosji ze słowami Ewangelii, powtarzając je nieustannie najpierw na głos, a potem w sercu: „Panie, Jezu Chryste, Synu Boga Żywego zmiłuj się nade mną grzesznikiem!”.

Litania loretańska przypomina modlitwę serca – powtarzamy zmieniające się wezwania, ale pozostajemy w pewnym rytmie błagalnym. Odnajdujemy w tej modlitwie miejsce, które sami gubimy poprzez naszą pychę, nieuważność, zabieganie, złudzenie, że możemy sobie z czymś sami poradzić.

Po drugie warto zwrócić uwagę na grupę wezwań, które rozpoczynają się od słowa „Matko... !”. Tak, zwracamy się do Maryi jako do Matki. Czynimy tak, jak nam na to zwrócił uwagę jej Syn, Jezus Chrystus: „Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 18, 3).
Bóg w swej dobroci dał nam Maryję za Matkę: „Synu, oto Matka Twoja” - mówi Jezus do Jana Apostoła pod krzyżem. Przez niego mówi do Ciebie i do mnie: „Zobacz, daję Ci Matkę, niezależnie od tego, jakie jest Twoje osobiste doświadczenie matki, relacji z nią!” Bóg wie, że największe rany jakie odnosimy, odnosimy w relacji z bliskimi. Największe oczekiwania mamy wobec naszych matek. Dlatego i tu doznajemy największych ran. Dlatego Bóg daje Tobie i mnie największy dar, kogoś specjalnego, kogoś bardzo pokornego. Daje nam Matkę, której serce przeniknął miecz boleści, której odebrano syna. Którego umęczono na krzyżu w jej obecności. To nie jest harda matka, to nie jest ktoś, kto chce rządzić, kto wie lepiej, kto wydaje rozkazy, to nie jest ktoś nieczuły, skupiony na sobie. To jest miłość, która całkowicie zamieszkała w sercu młodej nazaretańskiej dziewczyny, ale jakże dojrzałej i gotowej poświęcić dla miłości wszystko. Nie musimy się jej bać. Możemy ją prosić jak najdroższą i najczulszą Matkę. Naszymi świadomymi prośbami skierowanymi do Niej jak do naszej ukochanej i najlepszej Matki sprawiamy jej radość. Możemy być pewni, że każda wypowiedziana przez nas prośba zostanie oczyszczona z naszej niewiedzy, egoizmu czy skupienia tylko na sobie i przekazana wprost do Boga: do Syna, a przez Syna do samego Ojca.

Zatrzymajmy się przez chwilę nad jednym z wezwań Litanii Loretańskiej. Brzmi ono tak: „Święta Boża Rodzicielko, módl się za nami!”. Wezwanie to ma swoją starą tradycję, gdyż bezpośrednio nawiązuje do tytułu, który ustalił i przyjął Sobór Efeski w 431 roku. W języku greckim brzmi on „Theotokos” czyli Matka Boża. Wyraża on niezachwianą wiarę Kościoła w to, że młoda dziewczyna z prowincjonalnego Nazaretu gdzieś na ówczesnych peryferiach cywilizowanego świata, została w zupełnie wyjątkowy sposób wybrana przez Boga, aby uczestniczyć w dziele odkupienia. I stała się matką samego Zbawiciela, samego Boga. Ale powinniśmy pamiętać, że Maryja nie była bezwolnym i ślepo posłusznym narzędziem w rękach Boga. Nie! Dzieło zabawienia, które Bóg rozpoczął, Ona dopełniła poprzez swoje wypowiedziane w zupełnej wolności „niech mi się stanie według Twego słowa”. Maryja jest więc dla nas wzorem odpowiedzialności. Osoby, która udziela dojrzałej odpowiedzi miłości. Obdarzona wielką łaską ze strony Boga, wystawiona była na jeszcze większe trudy i cierpienia: „Twoje serce przeniknie miecz boleści” – zapowiedział jej prorok Symeon w ósmym dniu po narodzeniu Jezusa, gdy mały Jezus został ofiarowany Bogu w świątyni Jerozolimskiej.

W osobie Maryi odnajdujemy także inny ważny aspekt wiary. To Bóg jest tym, który pierwszy wychodzi z inicjatywą. Ale to my musimy pozwolić Mu wejść w nasze życie wypowiadając nasze codzienne „niech mi się stanie według Twego słowa”. I kiedy stajemy się otwarci na Boże działanie to wtedy także my niejako „rodzimy” Chrystusa poprzez naszą wiarę - zarówno dla nas samych, jak i dla naszych bliźnich: tych pośród których żyjemy. Maryja uczy nas ponadto zupełnego zaufania Bogu w każdych okolicznościach naszego życia. Nie polega ono jednak na biernym oczekiwaniu na Jego interwencję, ale jest świadomym i zupełnie wolnym współdziałaniem z Jego wolą wobec nas. Trzeba nam niejako wyczuwać czego oczekuje od nas Bóg. Lubię z samego rana w cichej rozmowie z Bogiem, stawiać sobie pytanie: „Panie Boże, jak chcesz, abym przeżył ten dzień? W jaki sposób mam go przeżyć dla Twojej chwały?”. Św. Ignacy Loyola odważnie pytał się siebie: „Co uczyniłem, co czynię, co chcę (powinienem) uczynić dla Chrystusa?”.

Maryjo, popatrz ze mną na moje życie. Popatrz na chwile, gdy ulegam zniechęceniu, gdy daję się przestraszyć, że będzie tak ciężko, że nie podołam. Ty też doświadczyłaś strachu, lęku, a jednak zdecydowałaś się do końca z całych sił wesprzeć Boga w Jego zbawczym planie. Nie szczędziłaś siebie: swoich sił, swego życia, swej młodości – całkowicie i bez reszty zaangażowałaś się po stronie Boga. Naucz mnie, naucz nas tej trudnej sztuki zaangażowania się po stronie Boga, stanięcia po stronie miłości.

Prośmy przez wstawiennictwo tej, która jest „Świętą Bożą Rodzicielką”, abyśmy tak, jak Ona z pełnym zaangażowaniem włączali się w plan miłości, który Bóg chce realizować przez nasze serca, umysły i dłonie. Byśmy nie poddawali się strachowi, zniechęceniu czy czarnym scenariuszom. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Maryja sama tego doświadczyła. Prośmy, abyśmy potrafili tak, jak Ona, z ufnością powierzać całe życie nasze i naszych najbliższych Bożej opiece i miłości jednocześnie podejmując i realizując jak najbardziej na serio swoje życiowe powołanie czy to w małżeństwie, czy to w życiu kapłańskim czy konsekrowanym, czy to w życiu samotnym dla większej służby naszym braciom i siostrom.

 

+AMGD by Dariusz Michalski SJ. 2023
Wykonanie: Solmedia.pl

UWAGA! Serwis używa cookies.

Brak zmian ustawień przeglądarki oznacza zgodę.

Zrozumiałem