Jezus powiedział do swoich uczniów: "To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni jego pan, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wy Mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał – aby Ojciec dał wam wszystko, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali" (J 15, 12-17).
* * *
"Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni jego pan, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego" mówi dziś do nas Jezus. Chyba wciąż jest nam bardzo trudno przyjąć te słowa. Ciągle w różnych pobożnych księgach: w Brewiarzu, Mszale czy różnych komentarzach do czytań napotykam na teologię zasługiwania. Bowiem często pojawia się w nich zwrot: "abyśmy zasłużyli". Wydaje się, że Jezus mówi dziś wyraźnie: "już was nie nazywam sługami". Czy to znaczy, że nie mamy służyć? Tak, mamy służyć, ale nie zasługiwać. Nie mamy być sługami w sensie: niewolnikami. Mamy być przyjaciółmi Jezusa, którzy właśnie z powodu przyjaźni, a więc bardzo intymnej i zażyłej więzi z Nim, będą chcieli służyć. Nie tyle będą musieli, co właśnie będą chcieli służyć.
Na Niebo nie można sobie zasłużyć. Niebo można otrzymać w darze, można je przyjąć. Bo taka właśnie jest logika miłości.