Pasterze pośpiesznie udali się do Betlejem i znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę, leżące w żłobie. Gdy Je ujrzeli, opowiedzieli o tym, co im zostało objawione o tym Dziecięciu. A wszyscy, którzy to słyszeli, dziwili się temu, co im pasterze opowiadali. Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu. A pasterze wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli, jak im to było powiedziane (Łk 2,16-20).
* * *
Zaczyna się Nowy Rok. Ale przecież jestem tym samym człowiekiem, co wczoraj – u schyłku poprzedniego roku. Przecież poprzedni rok też zaczynałem z zapałem, optymizmem i nadzieją, a tyle rzeczy się nie spełniło z tego, co oczekiwałem! Dlaczego miałbym oczekiwać czegoś dobrego w tym Nowym Roku?
Słowo, które Bóg do mnie kieruje jest proste i jednoznaczne. Przynosi zachętę do postawy prostoty, która towarzyszyła pasterzom. To byli prości ludzie. Niewykształceni. Ich geniusz polegał na tym, że uwierzyli Słowu, które usłyszeli od anioła zwiastującego im Dobrą Nowinę o narodzinach Jezusa. A gdyby tak nie posłuchali anioła? A gdyby stwierdzili, że przecież ich pierwszym i najważniejszym obowiązkiem jest opiekować się ich własnym stadem, tym co mają, bo jeśli to stracą, to jak będą mogli dalej żyć? Może ta sama pokusa czai się gdzieś we mnie i podpowiada mi: zostaw swoje pragnienia, chęć poddania się Bożemu Słowu i rób to, co do ciebie należy. Nie kombinuj, nie wymyślaj, w życiu najważniejsza jest praca, poczucie bezpieczeństwa, to, żebyś coś z tego życia miał dla siebie. Nie próbuj iść za swoimi wielkimi pragnieniami.
Gdyby pasterze nie odważyli się zaufać aniołowi – nie spotkaliby Dziecięcia, nie mogliby dać świadectwa o Nim innym. I co najważniejsze ich życie byłoby pozbawione uwielbienia, wysławiania Boga, radości i pokoju serca!
Początek Nowego Roku jest dla mnie okazją do zmierzenia się z własnymi pragnieniami inspirowanymi Bożym natchnieniem. Patrzę wstecz na mijający rok, na pragnienia, którym pozwoliłem zabrać głos w moim sercu, którym pozwoliłem przemówić, ale za którymi nie poszedłem. Trochę ich się nazbierało. Nie czuję się zniechęcony. Czuję raczej, że ten kolejny rok mego życia jest mi dany po to, abym zdecydował o jego kształcie. Nie wiem, co mnie spotka. Nie wiem co się wydarzy. Ale wiem jak chcę postąpić: chcę spróbować stanąć po stronie pragnień mego serca, które są dobre i które podobają się Bogu. Skoro mi je daje, to znaczy, że wierzy, że mogę je zrealizować. Może nie wszystkie i nie od razu. A może tylko zacznę? Może „tylko" postawię pierwsze kroki? I czuję, że na początek to wystarczy. A każdego następnego dnia wystarczy, żebym tylko był wierny radości, która się pojawi w mym sercu i nie pozwolił się przestraszyć trudom i ciężarom, które się pojawią. Bo największą radość daje mi poczucie, że jestem na właściwiej drodze, że znów jestem w podróży choć... nie wiem kiedy i jak ostatecznie się zakończy.