Jezus powiedział do swoich uczniów: "Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Słyszeliście, że powiedziano przodkom: „Nie zabijaj!”; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: „Raka”, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: „Bezbożniku”, podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam sobie przypomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj. Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie wydał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę, powiadam ci: Nie wyjdziesz stamtąd, dopóki nie zwrócisz ostatniego grosza" (Mt 5, 20-26).
* * *
Po pierwsze nie mów, że jesteś bez winy. Wszyscy zgrzeszyliśmy i wszyscy rzucamy cień. Każdy z nas jest w jakiś sposób niesprawiedliwy. Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. Czasem to widać, a czasem umiejętnie to ukrywamy. Świadomość własnej grzeszności, powierzonej Bogu i przebaczonej przez Niego jest najlepszym lekarstwem, by wyjść drugiemu naprzeciw na drodze przebaczenia.
Po drugie Jezus mówi nam dziś o tym, abyśmy dbali o przebaczenie w naszych relacjach: „Jeśli więc przyniesiesz swój dar przed ołtarz i tam sobie przypomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem twoim”. Nie wolno nam wiary sprowadzać do bezrefleksyjnego składania ofiar przed ołtarzem, które rzekomo same z siebie miałyby czynić nas świętymi i czystymi. Jeśli zabraknie czynnej miłości wyrażającej się w wysiłkach zmierzających ku pojednaniu z bliźnim to nasza wiara jest martwa.
Ciekawe, że Katechizm Kościoła Katolickiego przywiązuje ogromną wagę do wysiłku pojednania się z bliźnim: „Obok radykalnego oczyszczenia, jakiego dokonuje chrzest lub męczeństwo, wymienia się jako środek otrzymania przebaczenia grzechów: wysiłki podejmowane w celu pojednania się z bliźnim (…)” KKK 1434.
Mamy jedno serce: w jakim stopniu kocham bliźniego tak kocham Boga. Nie mamy trzech serc: dla Boga, dla bliźniego, dla siebie.
W miłości do drugiego człowieka, a w szczególności w postawie przebaczenia, która jest papierkiem lakmusowym naszej wiary i chrześcijaństwa najpełniej wyraża się autentyczność naszej wiary. Jezus sam dał nam przykład przebaczając Piotrowi jego trzykrotne zaparcie się Mistrza. Podobny przykład dał nam św. Jan Paweł II, który zaraz po postrzeleniu na Placu św. Piotra, jeszcze w samochodzie wypowiedział słowa przebaczenia wobec niedoszłego zabójcy Ali Agcy.
A komu ja mam przebaczyć? Warto spojrzeć w swoje serce czasem umęczone ciężarem nieprzebaczenia, a czasem nieświadome winy, którą ma wobec drugiego człowieka.
I na koniec świadectwo, na które natknąłem się w internecie:
Wraz z rodzeństwem zostałam wychowana tylko przez mamę. Ojciec nas zostawił, gdy byłam mała i zapomniał o nas. Pamiętam tylko tyle, że taty nie było, nie było go przy mojej rodzinie i przy mnie, wtedy kiedy najbardziej go potrzebowałam.
Przez całe życie bardzo pragnęłam mieć kochającego ojca, który dałby mi miłość i poczucie bezpieczeństwa, bliskości, ciepła. Modliłam się, żeby Bóg mi dał łaskę, bym mogła mu wybaczyć. Miałam pragnienie by wybaczyć mu jego nieobecność, opuszczenie mnie, odrzucenie, nieinteresowanie się mną i
moim życiem, jego rozwiązłe i hulaszcze życie. W trakcie Mszy Św. o uzdrowienie w Jarosławiu, Bóg sprawił, że przebaczyłam mojemu ojcu.
Kapłan przekazał mi wtedy Słowo, że Bóg uzdrowił mnie z mojego zranienia. Wydawało mi się, że przebaczyłam i zakończyłam tę sprawę. Jednak aranżując w myślach nasze spotkanie, wyobrażałam sobie, że kiedy go spotkam, to mu powiem o moim przebaczeniu, ale zamierzałam powiedzieć mu też, żeby sobie poszedł i mnie zostawił, szedł swoją drogą. W czasie rekolekcji (...) głęboko zapadły mi w serce słowa o. Józefa, który mówił, żeby uwierzyć samemu w Boga, a On uzdrowi całą rodzinę i zajmie się jej sprawami. Oddałam więc Bogu po raz kolejny samą siebie i całą moją rodzinę: mamę, ojca, siostrę, brata, bratową, moje siostrzenice.
Dwa dni po zakończeniu rekolekcji, w pracy poczułam w okolicy serca ogromne ciepło. Takie maleńkie coś, coś pięknego. Nie od razu wiedziałam co to jest, ale po chwili uświadamiałam sobie co się dzieje... to przyszła Miłość. Miłość do mojego taty, bardzo maleńka, ale bardzo gorąca, miałam ją w sercu. Mam ją w sercu! Mam ją w sobie. Czułam jak ona mnie ogarniała. Po pracy poszłam do kościoła. Klęcząc przed Najświętszym Sakramentem z radości nie potrafiłam nic powiedzieć Panu Jezusowi, zupełnie nic... nie potrafiłam, byłam jakby "sparaliżowana". Jezus wtedy przypomniał mi jedyne dobre słowa mojej mamy o moim ojcu, że gdy się urodziłam wybrał dla mnie imię. Przypomniałam sobie wtedy też, że jeden raz w życiu w dzieciństwie, dostałyśmy z siostrą prezent od naszego taty – sukienki, dokładnie przypomniałam sobie jak wyglądały.
To był dzień kiedy pokochałam mojego ojca. Zmieniło się moje nastawienie do niego. Jeśli dziś czy jutro spotkałabym go na ulicy, już nie kazałabym mu iść w swoją stronę, ale powiedziałabym mu „Tato, ja Cię kocham. Tato, ja Ci wybaczam!” Dziś dziękuję Bogu za to, że dał mi życie i dziękuję też że wybrał dla mnie takich, a nie innych rodziców! Chwała Panu!