Filip spotkał Natanaela i powiedział do niego: Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy - Jezusa, syna Józefa z Nazaretu. Rzekł do niego Natanael: Czyż może być co dobrego z Nazaretu? Odpowiedział mu Filip: Chodź i zobacz. Jezus ujrzał, jak Natanael zbliżał się do Niego, i powiedział o nim: Patrz, to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu. Powiedział do Niego Natanael: Skąd mnie znasz? Odrzekł mu Jezus: Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod drzewem figowym. Odpowiedział Mu Natanael: Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś Królem Izraela! Odparł mu Jezus: Czy dlatego wierzysz, że powiedziałem ci: Widziałem cię pod drzewem figowym? Zobaczysz jeszcze więcej niż to. Potem powiedział do niego: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego (J 1,45-51).

* * *

poznanie-i-powolanie

Pierwsza uwaga dotycząca dzisiejszej Ewangelii odnosi się do imienia Natanael. Przyjmuje się powszechnie, że jest to drugie imię dzisiejszego patrona czyli św. Bartłomieja Apostoła.

Przechodząc do samej treści Ewangelii muszę się przyznać, że bardzo poruszyło mnie pytanie Bartłomieja skierowane do Jezusa: „Skąd mnie znasz?". W tym pytaniu jest wyrażona pewność Bartłomieja, że Jezus go zna. To, coś co dotyczy także i nas. Jest w nas głębokie przeświadczenie, że Jezus bardzo dobrze nas zna. Gdy o tym myślałem przypomniałem sobie tytuł sesji organizowanej w naszym domu rekolekcyjnym, który brzmi tak: „Poznanie i akceptacja siebie". I właśnie ten tytuł w kontekście dzisiejszej Ewangelii wzbudził moje wątpliwości. Bo czyż nadaje on właściwe ramy chrześcijańskiej wizji ludzkiego życia? W pewnym sensie Jezus dziś odpowiada na to pytanie. Bo z jednej strony jest tym, który nas zna. Ale poznanie człowieka przez Boga niesie w sobie coś znacznie większego niż tylko akceptację. Czy Bóg nas tylko akceptuje? Należałoby raczej powiedzieć, że sama akceptacja to zaledwie ułamek dobra, które Stwórca kieruje w naszą stronę. On nas nie tylko akceptuje, co przede wszystkim pragnie i poszukuje! On nie może bez nas wytrzymać! Próbuje na różne sposoby nas odnaleźć i zwrócić naszą uwagę na siebie – szanując oczywiście naszą wolność. Dlatego robi to tak subtelnie, bez narzucania się. Ale sama akceptacja to naprawdę zaledwie ułamek, to zaledwie początek tego, co On naprawdę do nas czuje. Zwróćmy uwagę, że mówiąc o akceptacji często traktujemy ją jako niezbędne minimum do nawiązania pozytywnych relacji z innymi. Ale Bóg nie chce nam ofiarować minimum, nawet bardzo dobrego, ale przecież zaledwie minimum. Bóg nie rzuca nam ochłapów miłości, których my niestety często oczekujemy ze strony innych. Wybaczcie proszę słowo „ochłapy", ale myślę, że jeśli kogoś z Was porusza, to znaczy, że coś jest na rzeczy.

Dobrze, a więc pierwsza część to akceptacja. Ale, gdy mówimy: „Poznanie i akceptacja siebie" to robi się trochę niebezpiecznie. Dlaczego? Bo gdzieś w tym stwierdzeniu jest zawarta może nie wprost, ale jednak, następująca myśl: „Mam się poznać, aby się zaakceptować. Koniec kropka". Jednak w dzisiejszej scenie Jezus poznaje swoich apostołów, aby... ich powołać! I to właśnie jest to niebezpieczeństwo. Bo po cóż mam się poznawać? A nóż przypadkiem w wyniku owego poznawania siebie odkryję coś bardzo niebezpiecznego dla siebie? A co takiego? - możesz zapytać. Ano to, że masz talenty, że masz dwie ręce – wcale nie lewe, tylko jedną prawą, a drugą lewą. Że masz rozum, serce, duszę. Że masz uszy i oczy, którymi możesz usłyszeć i dostrzec Boga wokół siebie i w sobie. No i właśnie wtedy robi się niebezpiecznie, bo wcześniej czy później, jeśli będziesz przed sobą uczciwy, to dojdziesz do odkrycia, że Jezus cię powołał!!! Usłyszysz to w swoim sercu i zobaczysz to wokół siebie dostrzegając chociażby tych, którzy czekają na twoją pomoc.

Ależ co ojciec wygaduje! Przecież ludzie pracują, starają się itd. I tak i nie. Jeśli rozejrzysz się uważnie wokół siebie to sam zobaczysz jak wielu jest pogubionych w swoim lenistwie czy wygodnictwie. To ludzie, którym nie chce się zakładać rodzin, nie chce się budować relacji na całe życie z drugą osobą, nie chce się przekraczać siebie, nie chce się trudzić nad własnym dobrze pojętym rozwojem, który w chrześcijaństwie nazywamy służbą. Wydaje się, że ten proces uciekania przed wysiłkiem staje się coraz powszechniejszy.

I jeszcze jedno spostrzeżenie na koniec. Bóg cię zna. Czyli wie na ile cię stać. A więc nie pomylił się zapraszając cię na drogę tego, konkretnego powołania, które już stało się twoim udziałem lub które dopiero podpowiada ci serce. Bóg się w niczym nie pomylił! Znał Bartłomieja i wiedział na ile go będzie stać. Wiedział, że ten człowiek mógł stać się jednym z dwunastu filarów nowej wspólnoty bosko-ludzkiej. Że pewnego dnia będzie gotów głosić naukę o Chrystusie w dalekich krajach, w Indiach i że będzie chciał oddać swoje życie za swego Mistrza, Chrystusa.

Jezus zna także ciebie i wie na co cię stać. I w niczym się nie pomylił wobec ciebie. Czy wierzysz w to?

P.S. A swoją drogą sesja „Poznanie i akceptacja siebie" jest naprawdę dobra :-)

--

Photo used under Creative Commons from: duabelas

 

+AMGD by Dariusz Michalski SJ. 2023
Wykonanie: Solmedia.pl

UWAGA! Serwis używa cookies.

Brak zmian ustawień przeglądarki oznacza zgodę.

Zrozumiałem